sobota, 31 maja 2014

Jak Polacy Bosne-Saraj gwałcili



Na łożu z zieleni i róż białych w dolinie, po nać którą góry w zawojach z mgieł podnoszą jasne głowy, uśpiona piękna leży dziewica, a Zachód na nią rzuca granatów kwiaty. To nie jest piękna dziewica, to Bosna-Saraj, a białe róże, to minarety w purpurze Zachodu
Ten ckliwy utwór zacytował w swojej podróżniczej książce Stanisław Bełza, który odwiedził Bośnię i Hercegowinę w 1898 r. Wówczas jeszcze, prawie 50 lat po wydarzeniach, które chciałbym opisać część mieszkańców tego kraju, zwłaszcza muzułmanie pamiętali jak grupa Polaków ową dziewice brutalnie zgwałciła. Ale zacznijmy od początku.
Bośnia i Hercegowina, przez długi czas była pod turecką kuratelą. Ta jednak miała raczej charakter symboliczny. Poluzowanie tureckiego kagańca zaczęło się od końca XVII wieku, kiedy to „princ Ojgen” tj. Eugeniusz Sabaudzki wycieczkował się wraz z armią do Bośni, raz po raz odbijając ten kraj z rąk Turków. Mimo że ostatecznie Bośnia (dopiero od XIX wieku używa się nazwy Bośnia i Hercegowina) wróciła pod władze Stambułu, ta nie była już taka mocna jak wcześniej. Władzę zaczęli przejmować lokalni muzułmanie, którzy przestali się liczyć z Osmanami.
Słowiańscy muzułmanie rośli w Bośni w siłę, natomiast zwierzchnictwo Stambułu słabło. W XIX wieku było na tyle niewielkie że zaczęto myśleć o oderwaniu się od Turcji. Najpierw w latach 30stych próbował Husejn bej-Gradaščević. Po początkowych sukcesach, ostatecznie przegrał. W międzyczasie Turcja zaczęła wprowadzać reformy tzw. tanzimatu, co nie podobało się bośniackim bejom. Swoją frustrację płynącymi ze Stambułu dyrektywami wyładowywali na chrześcijańskich kmetach, którzy raz po raz łapali za kije, siekiery i co tam jeszcze mieli pod ręką i szli walczyć przeciwko ciemiężcom.
W Bośni krew się lała strumieniami, wkurzona była Rosja, wkurzona Austria, które to obiecały dbać o chrześcijan w Imperium Osmańskim, wkurzona była też sama Turcja, gdyż bejowie mieli w nosie zarządzenia przysyłane ze Stambułu. W końcu sułtan walnął ręką w stół i postanowił zrobić porządek. Wysłał tam Omera-Pasze Latasa, który miał zrobić porządek z niepokorną prowincją.
W tym momencie zaczyna się dla nas interesująca historia. Omer-pasza wziął sobie do pomocy kilku generałów. Nie było by w tym nic interesującego, gdyby nie fakt że owymi generałami byli Polacy. Mehmed bej-Łaski, Jakub agi-Jakubowski, Iskander bej-pasza Iliński. Pod nimi służyło natomiast kilku innych oficerów znad Wisły, o podobnież dziwnie brzmiących imionach. Mało rozgarnięty czytelnik zapyta, skąd to tam się wzięło? Pytanie będzie jak najbardziej uzasadnione, gdyż Polacy w armii tureckiej to temat rzeka. Jedni jak Iliński do Turcji przybyli u boku generała Bema. Łaski będący szefem sztabu Omera-Paszy nad Bosfor dostał się z Anglii. Jakubowski zaś dotarł z Rzymu. Co ich przyciągało do Turcji? Kasa? Owszem, ale nie tylko. Przede wszystkim mogli tam się wykazać swoimi umiejętnościami, a poza tym mogli walczyć przeciwko Ruskim. Nie jest rzeczą nową że bicie Ruskiego to dla każdego Polaka wielka frajda. Wystarczyło więc wypowiedzieć „szahade” i świat wschodni stawał się dla Ciebie dostępny na wyciągnięcie ręki (haremy, jasyr, wojny, itd.).
Wracając jednak do meritum, chłopcy nasi morowi w turbanach na głowie, w 1851 gwałcili na dobre nie tylko dziewice Seher-Saraj ale używali sobie po całym kraju. Aleksander Jabłonowski w 1872 r. podróżując po Hercegowinie wdał się w rozmowę ze swoim muzułmańskim kolegą na temat wydarzeń tamtych lat i działań jego rodaka: [..] Tak, dżamije [meczet] odwiedzał – i do muezyna na minarecie w czasie modlitwy strzelał; namazy odbywał – i na śmierć się rakiją winną uraczał… nie ma co, tęgi muzułmanin. W dalszej części rozmowy z bośniackim bejem wyszło że Iliński, którego to ta anegdota dotyczyła, nie opuszczał obozu bez flaszki wódki przy siodle. Cóż, Polak jest zawsze Polakiem, nawet jeśli nazwie się Mehmed bej czy inny Skender – Pasza. Natury nie oszukasz… O Ilińskim będzie szerzej kiedy indziej, gdyż jest to postać warta osobnej notki. Chociaż podobno taki Jakubowski-aga do kielicha nie zaglądał, podobno...
Generalnie rzecz biorąc Polacy w służbie tureckiej dali się nieźle we znaki miejscowym muzułmanom. Szybko rozprawili się z przeciwnikami pacyfikując brutalnie kraj. Niektórzy otrzymali awans, inni gratyfikacje finansowe a jeszcze inni czarnookie Bośniaczki. Dobrze sobie radzili w wojaczce, jeszcze lepiej w dyplomacji. Nie wiadomo na ile było to rzeczywistością, a na ile zwykłą plotą, ale na skutek działań Austrii, która obawiała się pro-słowiańskiej agitacji Polaków na rzecz katolików bośniackich zostali oni w kilka miesięcy po wiktorii wydaleni z tej części Bałkanów. 


Bibliografia
Bełza S., Nad brzegami Bosny i Nerenty, Kraków 1898.
Dobrołęcki Piotr, Udział Polaków w walkach wewnętrznych w Bośni i latach 1850-1851, "Balcanica Posenansia", t. 6, (1993), ss. 79-86. 
Jabłonowski A., Pisma, t. 5, Warszawa 1911.







 T.J. Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz