piątek, 2 maja 2014

Makryna Mieczysławska



Słowacki zadedykował jej utwór, który zaczyna słowami; Słysząc że głos jej nożami przenikał, Gdy swe bolesne męki powiadała, Szedłem nie przeto abym ran dotykał, Ani rozdrażniał zranionego ciała, Ani świadectwo wydawał o ranach: Ale był wierny jak syn na kolanach[…].

Polscy Zmartwychwstańcy obwozili po wszystkich znakomitościach ówczesnego Watykanu. Cała emigracja ściskała za nią kciuki. Listy polecające pisał Chłapowski (jeszcze w Poznaniu), Czartoryski. Także sam Mickiewicz był podatny na jej wpływy. Swoimi historiami potrafiła podbić serce samego Piusa IX z którym, miała nawet błogosławić wiernych na placu św. Piotra. Kto wywołał tyle zamieszania za Spiżową Bramą i zmusił Słowackiego by ten padł na kolana? Odpowiedź nadeszła dopiero po kilkudziesięciu latach od jej śmierci, za sprawą ks. Jana Urbana, który w 1923 udowodnił że największa polska awanturnica XIX stulecia, Makryna Mieczysławska, bo o niej mowa, tak naprawdę nazywała się Wińczowa i nie była, wbrew temu co opowiadała mniszką – bazylianką, ale zwykłą kucharką, która z Zaboru Rosyjskiego uciekła nie przed prawosławnymi prześladowaniami za wiarę, ale przed carskim wymiarem sprawiedliwości, gdyż była oskarżona o jakieś drobne przestępstwa. 
Jak widać stan umysłowy polskiej emigracji, nie  miał się najlepiej, gdyż najwięksi jego przedstawiciele potrafili łykać opowiastki prostej, aczkolwiek sprytnej baby, która widząc dla siebie 5 minut, idealnie wpasowała się w martyrologiczny nastrój naszej nadsekwańskiej diaspory. Dla Hotelu Lambert, a także polskich duchownych z Siemaszką i Kasajewiczem na czele nie było ważne że wszelkie dowody świadczyły za nieprawdziwością opowieści kobiety. Przedstawiała się jako przełożona bazylianek, prześladowana za unicką wiarę, przez prawosławnych duchownych po synodzie w Brześciu (1839). Dla Polaków na emigracji, nie liczyło się jednak to czy Makryna mówi prawdę, dla nich najważniejsze było że mają prawdziwą „męczennice”, z rzeczywistymi siniakami i wybitym zębem. A to że rzekoma bazylianka opowiada bajki, nie mające związku z rzeczywistością i zachowuje się nie jak przełożona zakonna, ale prosta chłopka, nikomu nie przeszkadzało. Przeciwnie nadawało jej uroku i zjednywało przyjaciół, którzy w jej prostocie doszukiwali się metafizycznych znaków. Nawet śledztwo rosyjskie, które przeprowadzone rzetelnie udowodniło nieprawdziwość świadectwa Makryny  (m.in. to że w miejscu o którym mówiła fałszywa mniszka nie było żadnego zakonu, a wśród bazylianek na terenie Zaboru Rosyjskiego nigdy nie było kogoś o takim imieniu i nazwisku)zostało skwitowane jako czepianie się szczegółów. Skąd my to znamy? 
Historia ta, pokazuje że w świecie gdzie szuka się na siłę potwierdzenia swoich racji, największy absurd może uróść do roli symbolu. Takim symbolem, Polski umęczonej była dla emigracji bezzębna chłopka, która dzięki swojej bujnej wyobraźni potrafiła znaleźć target wśród pragnących udowodnić że Rzeczpospolita Chrystusem Narodów jest i basta!

Bibliografia:
Słowacki J., Rozmowa z Matką Mokryną Mieczysławską, Kraków 1896.
Urban J., Makryna Mieczysławska w świetle prawdy, Kraków 1923.
Gorsza kobieta, [red: Adamowicz D., Anisimovets Y., Taranek O.], Wrocław 2008.

T.J.Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz