Słowacki zadedykował
jej utwór, który zaczyna słowami; Słysząc że głos jej nożami przenikał, Gdy
swe bolesne męki powiadała, Szedłem nie przeto abym ran dotykał, Ani
rozdrażniał zranionego ciała, Ani świadectwo wydawał o ranach: Ale był wierny
jak syn na kolanach[…].
Polscy Zmartwychwstańcy
obwozili po wszystkich znakomitościach ówczesnego Watykanu. Cała emigracja
ściskała za nią kciuki. Listy polecające pisał Chłapowski (jeszcze w Poznaniu),
Czartoryski. Także sam Mickiewicz był podatny na jej wpływy. Swoimi historiami
potrafiła podbić serce samego Piusa IX z którym, miała nawet błogosławić
wiernych na placu św. Piotra. Kto wywołał tyle zamieszania za Spiżową Bramą i
zmusił Słowackiego by ten padł na kolana? Odpowiedź nadeszła dopiero po
kilkudziesięciu latach od jej śmierci, za sprawą ks. Jana Urbana, który w 1923
udowodnił że największa polska awanturnica XIX stulecia, Makryna Mieczysławska,
bo o niej mowa, tak naprawdę nazywała się Wińczowa i nie była, wbrew temu co
opowiadała mniszką – bazylianką, ale zwykłą kucharką, która z Zaboru
Rosyjskiego uciekła nie przed prawosławnymi prześladowaniami za wiarę, ale
przed carskim wymiarem sprawiedliwości, gdyż była oskarżona o jakieś drobne
przestępstwa.
Jak widać stan umysłowy
polskiej emigracji, nie miał się
najlepiej, gdyż najwięksi jego przedstawiciele potrafili łykać opowiastki
prostej, aczkolwiek sprytnej baby, która widząc dla siebie 5 minut, idealnie
wpasowała się w martyrologiczny nastrój naszej nadsekwańskiej diaspory. Dla
Hotelu Lambert, a także polskich duchownych z Siemaszką i Kasajewiczem na czele
nie było ważne że wszelkie dowody świadczyły za nieprawdziwością opowieści kobiety.
Przedstawiała się jako przełożona bazylianek, prześladowana za unicką wiarę,
przez prawosławnych duchownych po synodzie w Brześciu (1839). Dla Polaków na
emigracji, nie liczyło się jednak to czy Makryna mówi prawdę, dla nich
najważniejsze było że mają prawdziwą „męczennice”, z rzeczywistymi siniakami i
wybitym zębem. A to że rzekoma bazylianka opowiada bajki, nie mające związku z
rzeczywistością i zachowuje się nie jak przełożona zakonna, ale prosta chłopka,
nikomu nie przeszkadzało. Przeciwnie nadawało jej uroku i zjednywało
przyjaciół, którzy w jej prostocie doszukiwali się metafizycznych znaków. Nawet
śledztwo rosyjskie, które przeprowadzone rzetelnie udowodniło nieprawdziwość
świadectwa Makryny (m.in. to że w
miejscu o którym mówiła fałszywa mniszka nie było żadnego zakonu, a wśród
bazylianek na terenie Zaboru Rosyjskiego nigdy nie było kogoś o takim imieniu i
nazwisku)zostało skwitowane jako czepianie się szczegółów. Skąd my to znamy?
Historia ta, pokazuje
że w świecie gdzie szuka się na siłę potwierdzenia swoich racji, największy
absurd może uróść do roli symbolu. Takim symbolem, Polski umęczonej była dla
emigracji bezzębna chłopka, która dzięki swojej bujnej wyobraźni potrafiła znaleźć
target wśród pragnących udowodnić że Rzeczpospolita Chrystusem Narodów jest i
basta!
Bibliografia:
Słowacki J., Rozmowa z Matką Mokryną
Mieczysławską, Kraków 1896.
Urban J., Makryna Mieczysławska w
świetle prawdy, Kraków 1923.
Gorsza kobieta, [red: Adamowicz D.,
Anisimovets Y., Taranek O.], Wrocław 2008.
T.J.Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz