Państwa
powstałe na kanwie idei nacjonalistycznych, dość rzadko zachowywały trzeźwość w
myśleniu i działaniu. W tego typu tworach poziom absurdu czasami przekraczał
wszelkie granice zdrowego rozsądku, szczególnie jeśli jego przywódcy nosili ze
sobą cały plecak kompleksów. Nie inaczej było z Chorwatami i ich słynnym Niepodległym
Państwem Chorwackim (Nezavisna Hrvatska Država), którego władzom nie
wystarczyło że byli zwykłym przydupasem Włoch. Trzeba było czegoś więcej. Obóz
koncentracyjny w Jasenovcu? Na nikim to nie robiło wrażenia, w końcu każde
szanujące się państwo totalitarne miało wtedy swoje. Ewangelizacja starymi
dobrymi średniowiecznymi metodami ognia i miecza? To wciąż mało dla
ustaszowskich twardzieli z Ante Pavelićem na czele. W końcu taka potęga
światowa, centrum cywilizacji Europejskiej jak Chorwacja potrzebowała czegoś
ekstra. Zwykłym państwem marionetkowym to mogła być jakaś tam Słowacja, ale nie
Wielka Chorwacja, która przecież światu dała krawat! Wyobrażacie sobie co by
było gdyby nie Chorwaci? Wszyscy chodzilibyśmy dzisiaj na wesela i pogrzeby w
stylu Korwin Mikke!
Ustasze
zdawali sobie sprawę z wielkości misji jaka przed nimi stanęła. Dlatego w
porozumieniu z władzami włoskimi postanowili że NDH będzie królestwem!
Najprawdziwszym Królestwem Chorwacji, takim z królem, dworem i nawet koroną
(chociaż tej ostatecznie nie odlano). Jako że ostatni prawowity monarcha
Chorwacki odszedł z tego świata w XII wieku, a potem to już rządzili tam
wszyscy tylko nie Chorwaci, należało pomyśleć o adopcji jakiejś królewskiej
dziatwy. Idealnym kandydatem na tron monarszy został członek włoskiej rodziny
królewskiej Aimone Roberto Margherita Maria Giuseppe Torino di Savoia, czyli po
prostu Aimone, którego długie nazwisko idealnie współgrało z tytułem jaki
otrzymał: król Chorwacji, książę Bośni i Hercegowiny, wojewoda Dalmacji i
Tuzli, diuk Aosty, książę Cisterny i Belriguardo, markiz Voghery, hrabia
Ponderano. Wszystko było by fantastyczne, gdyby nie jeden mały szczegół, Aimone
po przybraniu imienia Tomisława II (a co,
jak być królem, to tylko Tomisławem!) ani razu nie pofatygował się by odwiedzić
swoje królestwo, podobno dlatego że bał się o swoje bezpieczeństwo. Tym samym
jedynie figurował jako głowa państwa. Zaoczne rządy wychodziły mu różnie,
chociażby dlatego że Pavelić wraz z kolegami nie liczyli się za bardzo z
monarchą, przypominając sobie o nim wyłącznie wtedy, gdy trzeba było posłużyć
się jakimś symbolem. Monarcha, nawet jeśli nie znał języka i kraj kojarzył wyłącznie z pocztówek, wciąż był koronowaną głową i sukcesorem średniowiecznych władców,
choćby tylko na papierze. Nieszczęsny król abdykował w 1943 r. Wydaje się że
mimo braku realnej władzy i całkowitej fikcji jaką było jego „panowanie” facet
dość serio traktował swój tytuł. Świadczy o tym chociażby to, że dał swojemu
synowi imię Zvonimir, być może licząc na to że junior podobnie jak ojciec
zostanie królem w krainie krawatów.
Bibliografia
Pavlicević D., Historia
Chorwacji, Poznań 2004.
Jelić-Butić F, Ustaše i
NDH, Zagreb 1977.
Wasilewski T., Felczak
W., Historia Jugosławii, Warszawa 1985.
T.J. Lis
T.J. Lis
Nawet przystojny ten król.
OdpowiedzUsuń