niedziela, 4 maja 2014

Tomislav II



Państwa powstałe na kanwie idei nacjonalistycznych, dość rzadko zachowywały trzeźwość w myśleniu i działaniu. W tego typu tworach poziom absurdu czasami przekraczał wszelkie granice zdrowego rozsądku, szczególnie jeśli jego przywódcy nosili ze sobą cały plecak kompleksów. Nie inaczej było z Chorwatami i ich słynnym Niepodległym Państwem Chorwackim (Nezavisna Hrvatska Država), którego władzom nie wystarczyło że byli zwykłym przydupasem Włoch. Trzeba było czegoś więcej. Obóz koncentracyjny w Jasenovcu? Na nikim to nie robiło wrażenia, w końcu każde szanujące się państwo totalitarne miało wtedy swoje. Ewangelizacja starymi dobrymi średniowiecznymi metodami ognia i miecza? To wciąż mało dla ustaszowskich twardzieli z Ante Pavelićem na czele. W końcu taka potęga światowa, centrum cywilizacji Europejskiej jak Chorwacja potrzebowała czegoś ekstra. Zwykłym państwem marionetkowym to mogła być jakaś tam Słowacja, ale nie Wielka Chorwacja, która przecież światu dała krawat! Wyobrażacie sobie co by było gdyby nie Chorwaci? Wszyscy chodzilibyśmy dzisiaj na wesela i pogrzeby w stylu Korwin Mikke!

Ustasze zdawali sobie sprawę z wielkości misji jaka przed nimi stanęła. Dlatego w porozumieniu z władzami włoskimi postanowili że NDH będzie królestwem! Najprawdziwszym Królestwem Chorwacji, takim z królem, dworem i nawet koroną (chociaż tej ostatecznie nie odlano). Jako że ostatni prawowity monarcha Chorwacki odszedł z tego świata w XII wieku, a potem to już rządzili tam wszyscy tylko nie Chorwaci, należało pomyśleć o adopcji jakiejś królewskiej dziatwy. Idealnym kandydatem na tron monarszy został członek włoskiej rodziny królewskiej Aimone Roberto Margherita Maria Giuseppe Torino di Savoia, czyli po prostu Aimone, którego długie nazwisko idealnie współgrało z tytułem jaki otrzymał: król Chorwacji, książę Bośni i Hercegowiny, wojewoda Dalmacji i Tuzli, diuk Aosty, książę Cisterny i Belriguardo, markiz Voghery, hrabia Ponderano. Wszystko było by fantastyczne, gdyby nie jeden mały szczegół, Aimone po przybraniu imienia  Tomisława II (a co, jak być królem, to tylko Tomisławem!) ani razu nie pofatygował się by odwiedzić swoje królestwo, podobno dlatego że bał się o swoje bezpieczeństwo. Tym samym jedynie figurował jako głowa państwa. Zaoczne rządy wychodziły mu różnie, chociażby dlatego że Pavelić wraz z kolegami nie liczyli się za bardzo z monarchą, przypominając sobie o nim wyłącznie wtedy, gdy trzeba było posłużyć się jakimś symbolem. Monarcha, nawet jeśli nie znał języka i kraj kojarzył wyłącznie z pocztówek, wciąż był koronowaną głową i sukcesorem średniowiecznych władców, choćby tylko na papierze. Nieszczęsny król abdykował w 1943 r. Wydaje się że mimo braku realnej władzy i całkowitej fikcji jaką było jego „panowanie” facet dość serio traktował swój tytuł. Świadczy o tym chociażby to, że dał swojemu synowi imię Zvonimir, być może licząc na to że junior podobnie jak ojciec zostanie królem w krainie krawatów.

Bibliografia
Pavlicević D., Historia Chorwacji, Poznań 2004.
Jelić-Butić F, Ustaše i NDH, Zagreb 1977.
Wasilewski T., Felczak W., Historia Jugosławii, Warszawa 1985. 

T.J. Lis

1 komentarz: