Czekając
na najnowszy ranking uniwersytetów, który ma się ukazać o północy postanowiłem
nieco przyjrzeć się historii uniwersytetów XIX wiecznych, nie wyłączając przy
tym naszych rodzimych, w Warszawie, Lwowie i Krakowie. Ówczesne Alma Mater
przeszło ogromne zmiany na początku długiego stulecia. Wiadomo Rewolucja
Francuska zrobiła swoje, a mający kompleks Francuzów Niemcy musieli wymyśleć
coś swojego stąd ukształtowały się dwie przeciwne sobie koncepcje. Trójkolorowa
reforma szkolnictwa wyższego polegała na przekształceniu uniwersytetu w miejsce
kształcenia, a nie takie gdzie coś się bada. Z kolei Wilhelm von Humboldt, nie
mógł z samej zasady że jest Prusakiem zgodzić się z francuskimi rozwiązaniami,
naczytawszy się Immanuela Kanta, stwierdził że uniwersytet nie powinien
wyłącznie kształcić ale przede wszystkim badać. A żeby lepiej coś badać
należało wyspecjalizować profesorów w konkretnej dziedzinie.
Podczas
gdy Francuzi kłócili się z Niemcami co jest lepsze ich wyższe szkoły uczące
praktycznych umiejętności, czy miejsce specjalistycznych badań, Anglicy
przyglądali się tej dyskusji ze znanym sobie dystansem. W końcu
zniecierpliwieni tym że odstają od reszty wypluli niejakiego Johna Henryego
Newmana, który stwierdził że uniwersytet to powinien przekazywać wiedze uniwersalną
(odkrywcze co?), która zaopatrywałaby absolwentów w wiedze logiczną, ale i
zachęcała do samodzielnego poszukiwania wiedzy. Dla nas wydaje się to normalne,
wówczas koncepcja ta robiła wielkie WOW, zwłaszcza na Wyspach. Newman ponadto sprzeciwiał się uczeniu wyłącznie
praktycznej wiedzy jak to chcieli robić francuzi.
W
morzu różnych koncepcji najważniejszym pozostawało pytanie jakiego absolwenta
chcemy uzyskać. Dla Helmutów priorytetem był wyspecjalizowany badacz, który
może nie potrafił ugotować wody, ale za to znał wszystkich faraonów egipskich i
był w stanie ich wymienić chronologicznie od tyłu. Kończąc francuski
uniwersytet umiało się i ugotować wodę, i naprawić łódź, potrafiło się także
coś przeczytać i zaśpiewać, ale w sumie to niewiele ponad to. Ot taki robol,
który potrafił posługiwać się sztućcami. Z kolei na wyspiarz, był osobą
potrafiącą dość racjonalnie ocenić rzeczywistość, był bardziej kreatywny niż
jego kontynentalni koledzy, ale za to pod względem gruntownej wiedzy, budził
wiele wątpliwości.
Generalnie
Uniwersytety rozwijały się dość prężnie, tym bardziej że wiedza stawała się coraz
bardziej atrakcyjnym towarem. Nie inaczej było na byłych terenach
Rzeczpospolitej gdzie działały cztery uniwersytety: Jagielloński, Lwowski,
Warszawski i Wileński. Największe znaczenie miały Alma Mater we Lwowie i
Krakowie, które mocno ze sobą darły koty, dopiero później stawkę zaczęła gonić
Warszawa. Wilno natomiast grało mimo wszystko w innej lidze i nigdy już nie
zdołało wdrapać się na wyższy szczebel, choć i tam bywali przyzwoici naukowcy.
Naszym szkołom wyższym było zdecydowanie bliżej niemieckiego modelu. Zwłaszcza
w Krakowie, ośrodek rósł prężnie po jego „polonizacji” w latach 60siątych XIX
wieku. Ogólnie rzecz biorąc Galicja wyglądała dość solidnie pod względem
edukacji, co prawda daleko im było do ośrodków naukowych na zachodzie, ale z
pewnością Bose Antki bardziej goniły zachód niż Warszawka czy Wilno.
Generalnie
rzecz biorąc XIX wiek to był dobry czas dla nauki i uniwersytetów tak na terenach
byłej rzeczpospolitej jak i w całej Europie, a nawet świecie, gdyż nowinki ze
Starego Kontynentu bardzo szybko zaszczepiano w innych częściach globu. Wtedy
to mgr znaczyło coś innego niż magazynier…
Bibliografia
Cwynar
K.M., Idea Uniwersytetu w kulturze Europejskiej, „Polityka i Społeczeństwo”, nr
2 (2005), s. 46-59.
Newman,
J, H, Idea Uniwersytetu, Warszawa 1990.
Andrzejewski
B., Wilhelm von Humboldt, Warszawa 1989.
Buszko
J., Społeczno-polityczne oblicze Uniwersytetu Jagiellońskiego w dobie Autonomii
Galicyjskiej, Kraków 1963.
T.J.
Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz