„Na
łożu z zieleni i róż białych w dolinie, po nać którą góry w zawojach z mgieł
podnoszą jasne głowy, uśpiona piękna leży dziewica, a Zachód na nią rzuca
granatów kwiaty. To nie jest piękna dziewica, to Bosna-Saraj, a białe róże, to
minarety w purpurze Zachodu”
Ten
ckliwy utwór zacytował w swojej podróżniczej książce Stanisław Bełza, który
odwiedził Bośnię i Hercegowinę w 1898 r. Wówczas jeszcze, prawie 50 lat po
wydarzeniach, które chciałbym opisać część mieszkańców tego kraju, zwłaszcza
muzułmanie pamiętali jak grupa Polaków ową dziewice brutalnie zgwałciła. Ale
zacznijmy od początku.
Bośnia
i Hercegowina, przez długi czas była pod turecką kuratelą. Ta jednak miała raczej
charakter symboliczny. Poluzowanie tureckiego kagańca zaczęło się od końca XVII
wieku, kiedy to „princ Ojgen” tj. Eugeniusz Sabaudzki wycieczkował się wraz z
armią do Bośni, raz po raz odbijając ten kraj z rąk Turków. Mimo że ostatecznie
Bośnia (dopiero od XIX wieku używa się nazwy Bośnia i Hercegowina) wróciła pod
władze Stambułu, ta nie była już taka mocna jak wcześniej. Władzę zaczęli
przejmować lokalni muzułmanie, którzy przestali się liczyć z Osmanami.
Słowiańscy
muzułmanie rośli w Bośni w siłę, natomiast zwierzchnictwo Stambułu słabło. W
XIX wieku było na tyle niewielkie że zaczęto myśleć o oderwaniu się od Turcji.
Najpierw w latach 30stych próbował Husejn bej-Gradaščević. Po początkowych
sukcesach, ostatecznie przegrał. W międzyczasie Turcja zaczęła wprowadzać reformy
tzw. tanzimatu, co nie podobało się bośniackim bejom. Swoją frustrację
płynącymi ze Stambułu dyrektywami wyładowywali na chrześcijańskich kmetach,
którzy raz po raz łapali za kije, siekiery i co tam jeszcze mieli pod ręką i
szli walczyć przeciwko ciemiężcom.
W
Bośni krew się lała strumieniami, wkurzona była Rosja, wkurzona Austria, które
to obiecały dbać o chrześcijan w Imperium Osmańskim, wkurzona była też sama
Turcja, gdyż bejowie mieli w nosie zarządzenia przysyłane ze Stambułu. W końcu
sułtan walnął ręką w stół i postanowił zrobić porządek. Wysłał tam Omera-Pasze
Latasa, który miał zrobić porządek z niepokorną prowincją.
W
tym momencie zaczyna się dla nas interesująca historia. Omer-pasza wziął sobie
do pomocy kilku generałów. Nie było by w tym nic interesującego, gdyby nie fakt
że owymi generałami byli Polacy. Mehmed bej-Łaski, Jakub agi-Jakubowski,
Iskander bej-pasza Iliński. Pod nimi służyło natomiast kilku innych oficerów
znad Wisły, o podobnież dziwnie brzmiących imionach. Mało rozgarnięty czytelnik
zapyta, skąd to tam się wzięło? Pytanie będzie jak najbardziej uzasadnione,
gdyż Polacy w armii tureckiej to temat rzeka. Jedni jak Iliński do Turcji
przybyli u boku generała Bema. Łaski będący szefem sztabu Omera-Paszy nad
Bosfor dostał się z Anglii. Jakubowski zaś dotarł z Rzymu. Co ich przyciągało
do Turcji? Kasa? Owszem, ale nie tylko. Przede wszystkim mogli tam się wykazać
swoimi umiejętnościami, a poza tym mogli walczyć przeciwko Ruskim. Nie jest
rzeczą nową że bicie Ruskiego to dla każdego Polaka wielka frajda. Wystarczyło
więc wypowiedzieć „szahade” i świat wschodni stawał się dla Ciebie dostępny na
wyciągnięcie ręki (haremy, jasyr, wojny, itd.).
Wracając
jednak do meritum, chłopcy nasi morowi w turbanach na głowie, w 1851 gwałcili
na dobre nie tylko dziewice Seher-Saraj ale używali sobie po całym kraju. Aleksander
Jabłonowski w 1872 r. podróżując po Hercegowinie wdał się w rozmowę ze swoim
muzułmańskim kolegą na temat wydarzeń tamtych lat i działań jego rodaka: [..]
Tak, dżamije [meczet] odwiedzał – i do muezyna na minarecie w czasie modlitwy strzelał;
namazy odbywał – i na śmierć się rakiją winną uraczał… nie ma co, tęgi
muzułmanin. W dalszej części rozmowy z bośniackim bejem wyszło że Iliński,
którego to ta anegdota dotyczyła, nie opuszczał obozu bez flaszki wódki przy
siodle. Cóż, Polak jest zawsze Polakiem, nawet jeśli nazwie się Mehmed bej czy inny
Skender – Pasza. Natury nie oszukasz… O Ilińskim będzie szerzej kiedy indziej,
gdyż jest to postać warta osobnej notki. Chociaż podobno taki Jakubowski-aga do kielicha nie zaglądał, podobno...
Generalnie
rzecz biorąc Polacy w służbie tureckiej dali się nieźle we znaki miejscowym
muzułmanom. Szybko rozprawili się z przeciwnikami pacyfikując brutalnie kraj. Niektórzy otrzymali awans, inni gratyfikacje finansowe a jeszcze inni czarnookie Bośniaczki. Dobrze
sobie radzili w wojaczce, jeszcze lepiej w dyplomacji. Nie wiadomo na ile było
to rzeczywistością, a na ile zwykłą plotą, ale na skutek działań Austrii, która
obawiała się pro-słowiańskiej agitacji Polaków na rzecz katolików bośniackich zostali
oni w kilka miesięcy po wiktorii wydaleni z tej części Bałkanów.
Bibliografia
Bełza S., Nad brzegami Bosny i Nerenty, Kraków 1898.
Dobrołęcki Piotr, Udział Polaków w walkach wewnętrznych w Bośni i latach 1850-1851, "Balcanica Posenansia", t. 6, (1993), ss. 79-86.
Jabłonowski A., Pisma, t. 5, Warszawa 1911.
T.J. Lis