Niewiele
osób wie, że Ivo Andrić, oprócz tego, że był niezłym pisarzem, był również
całkiem dobrym kochankiem. Serbski/Bośniacki/Chorwacki/Jugosłowiański (niepotrzebne
skreślić) noblista, z szybkością rosyjskiego kałasznikowa odkochiwał i
zakochiwał się w coraz to nowszych kobietach. Raz młodsze, raz starsze,
głupsze, mądrzejsze, to nie miało dla niego wielkiego znaczenia. Jak dowiodła
całkiem niedawno Sylwia Bajcer-Nowak, Andrić potrafił się nawet zakochiwać w
Polkach, co przy obfitości tego typu „cielęcinek” w jego rodzinnej Bośni i
Hercegowinie, w okresie Austro-Węgierskim nie dziwi aż tak bardzo.
Andrić rozgląda się za potencjalnymi "cielęcinkami" |
Miłostki
i miłości pisarza potrafiły mu jednak czasami namnożyć wielu kłopotów. Jak
wiadomo, lub nie, Andrić już od najmłodszych lat lubił angażować się w dziwne i
zupełnie nikomu niepotrzebne organizacje. Przykładem może być tu chociażby „Młoda
Bośnia”, przez której członkostwo musiał uciekać z Krakowa w czerwcu 1914 r.
Mimo brawurowej akcji i tak w końcu dał się złapać.W pasiakach przepierdział 3 lata.
O
tym, że lepiej służyło mu pisanie i wyrywanie „foczek” najlepiej świadczy też
jego zaangażowanie w działalność masonerii. Źli i niedobrzy masoni jugosłowiańscy
tak zainspirowali Ivo, że ten postanowił zaangażować się w ich tajną
działalność. No cóż, trudno się dziwić, musiał czymś zastąpić rozwiązaną „Młodą
Bośnię”. Andrić więc kochał, pisał i spiskował. W końcu jednak, te trzy
czynności przestały mu się zazębiać, i zamiast harmonii zaczęły się ścierać. O
ile pisanie nie sprawiało mu większych problemów, o tyle spiskowanie i
zakochiwanie nie do końca współgrało ze sobą.
Ale
do rzeczy. 33-letni Andrić w 1925 r. wstąpił do Belgradzkiej loży „Odrodzenie”.
Przez rok kariery doczłapał się do 3 stopnia wtajemniczenia, przez co zostało
mu jeszcze 30 stopni, żeby mógł o sobie powiedzieć – „Jestem mega tajnym
masonem!” Niestety, na drodze jego tajnej wolnomularskiej kariery stanęła
kobieta. Jak to Ivo miał w zwyczaju, żadnej „gąsce” nie przepuszczał. Tak było
i tym razem, niestety jego związek z żoną kolegi, na ich nieszczęście również masona,
ujrzał światło dzienne. Przyparty do muru (najprawdopodobniej dosłownie) stwierdzić
miał rogatemu mężowi: Wiesz jak jest.
Padał deszcz… i tak to się jakoś stało. W efekcie przyszły noblista
został wykopany z organizacji. Trochę chyba mu było głupio, bo w oficjalnym
masońskim dossier, wspomniał tylko, że szeregi braci wolnomularskiej opuścił w
1926 r. O przystawianiu rogów koledze nic nie wspomniał, dopiero wytrwali
jugosłowiańscy historycy dotarli do tego epizodu z życia Ivo Andrića. Tym samym chwała i cześć jugosłowiańskiej szkole historycznej, niech jej ziemia lekką będzie!
Bibliografia
Krivokapić B., Masonski dosije Ive Andrića, http://www.blic.rs/Vesti/Reportaza/181581/Masonski-dosije-Ive-Andrica?ref=blic_side [stan z dnia 09.08.2014]
Nowak-Bajcer S., Helena, kobieta która jest i której nie ma, Kraków 2012
T.J.Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz