O ile w kraju Przywiślańskim (jak mawiają Estończycy)
trwa dyskusja nad tym czy historyk powinien jeszcze chodzić do archiwów, czy
zupełnie dać sobie spokój z tą niewdzięczną robotą, o tyle za Bałkanem już
dawno zrezygnowano z chodzenia do tego typu miejsc. Być może ma to związek z
faktem, że można w archiwum spłonąć
wraz z archiwaliami. Wydaje się jednak, że strach przed śmiercią w płomieniach
to tylko jeden z argumentów przeciwko pracy w archiwum, drugim ważniejszym są współczesne
tendencje w nauce, które można krótko streścić: pisz co chcesz, ważne by było dużo
dziwnych niezrozumiałych słów i zgadzało się z powszechnie przyjętą tezą.
Społeczność w Bośni i
Hercegowinie wzięła sobie do serca to nowoczesne postrzeganie rzeczywistości
(tym bardziej, że poziom nauki spadł tam drastycznie od czasu rozpadu Jugi) i zupełnie porzuciwszy
trzymanie się jakiejkolwiek metodologii, (nie wspominając o krytyce źródłowej
bo takowe przecież występować nie mogą wobec braku źródeł w przypisach) postanowiono
sięgnąć po tematy chwytliwe, które modernistyczne środowiska naukowe (sic!) przyjęły z
otwartymi rękoma.
Słowem kluczem w moich rozważaniach jest słynny także u nas gender (żęder). Rzesze różnego rodzaju lożek (psycho, socjo,
etno), ruszyły tłumnie do klawiatur. Kto żyw, nosi okulary i potrafi obsługiwać Offica zmusił się do mobilizacji. Efekty ich pracy, wsparte frankami, euro i
dolarami bratnich feministek, wysypały się jak grzyby po deszczu. Sarajewo, Banja Luka, Mostar, wszędzie tam postanowiono doszukać się w dziejach sławetnego żędera. Wygląda to o
tyle zabawnie, badając historie kobiet, wyciąga się ich zasługi, i stawia na
cokole, prezentując je jako podmioty bez których Bośnia, Bośnią by nigdy nie była. Podczas, gdy tak naprawdę kobiety nie odgrywały tam ŻADNEJ istotnej roli od XV wieku.
Ani kulturowej, ani politycznej. Wiem, wyszedł ze mnie seksta i konserwa, ale
niestety tak jest. To co nazywamy historią kobiet w Bośni i Hercegowinie to
wyłącznie EPIZODY. Takie kobiety jak np. Staka Skenderova czy Stoja Kašiković, postacie
ciekawe i inspirujące, stanowiły wyłącznie folklor. Miss Ibry ze swoimi
protestanckimi nowinkami była uważana za istotę siejącą zgorszenie i upadek
moralny.
Zaś teksty Jelicy Belović-Bernadzikowskiej
o „nowoczesnych kobietach” w czasie gdy się ukazywały budziły u większości
mieszkańców BiH co najwyżej salwy śmiechu, bo przecież żadnemu mężczyźnie nie
przyszło do głowy, że kobieta może samodzielnie podejmować inne decyzje niż co ugotować
na obiad. A przecież to właśnie mężczyźni czytali „Zorę” czy skierowany do
nauczycieli „Školski Vijestnik”, gdyż rzeczą wymowną jest fakt, że
niepiśmienność wśród kobiet, aż do lat 90siątych XIX wieku sięgała blisko 100
%.
Takich przykładów można
wymienić dziesiątki. Gdyż każda próba pokazywania historii kobiet jako czegoś
co miało istotny wpływ na bieg dziejów tego kraju czy, Boże broń, Półwyspu Bałkańskiego, zderza się z bolesną rzeczywistością. Wybaczcie drogie Panie – historia Bałkanów to historia facetów.
Kobiety tam robiły albo za tło, albo za kwiatek do kożucha. Wiem, że brzmi to
fatalnie, ale to niestety prawda.
Nie liczą się jednak
fakty, chodzi o to by coś wydać, publikację odfajkować i karmić gawiedź
zindoktrynowaną papką. A to, że informacje z książki nie pokrywają się z rzeczywistością, to nic nieznaczący szczegół. Przykład? Proszę bardzo. W najnowszej publikacji, Zabilježene. Žene i javni život Bosne i Hercegovine u 20. Vijeku
[red:] Gavić, S., Miličević J., Sarajevo 2014 możemy przeczytać m.in., że
Teodora Krajewska była rodowitą krakowianką, podczas gdy Teosia w
rzeczywistości pochodziła z Warszawy i nienawidziła Krakowa, o czym pisała w
swoich wspomnieniach. Jednak Panie "lożki" wyszły z założenia, że skoro większość Polaków w BiH pochodziła z Galicji to i Krajewska musiała, a skoro Galicja to Kraków - proste? proste, szkoda tylko, że nieprawdziwe. Niechlujstwa tej książki i ilości bzdur jakie tam możemy
znaleźć nie tłumaczy nawet fakt, że Panie feministki uwijały się nad jej
wydaniem jak w ukropie, i z żalem we wstępie stwierdzają, że nie wszystkie
archiwa udało się odwiedzić, ale na pocieszenie mają to, że pisały teksty z
pasją i miłością. Jak widać za Bałkanem warsztat naukowy zastępuje ciepłe serce
i dobre chęci. Jawna kpina z czytelników.
Ale dość tego pastwienia
się nad bezbronnym. Niestety w Bośni i Hercegowinie ideologia i chęć bycia
trendy przegrywa z analitycznym myśleniem i krytycznym podejściem do przedmiotu.
Nie jest wcale tak, że uważam studia nad historią kobiet za bezwartościowe,
przeciwnie. Sądzę jednak, że prace jakie obecnie wychodzą na ten temat w Bośni
i Hercegowinie, swoją nienaukowością kompromitują nie tylko gender studies, ale
również zasłużoną sarajewską szkołę historyczną, która przecież wychowała
kiedyś takich ludzi jak Kraljačić, Ekmečić czy Immamović. Niestety tego typu
tuzów kończących sarajewską Alma Mater
nieprędko zobaczymy. Cytując klasyka: To se
ne vrati Pane Havranek!
Bibliografia
Zabilježene.
Žene i javni život Bosne i Hercegovine u 20. Vijeku [red:]
Gavić, S., Miličević J., Sarajevo 2014.
Krajewska T., Pamiętnik, Kraków 1989.
J.H. Predstavljena
knjiga “Banja Luka: Znamenite žene u istoriji grada, http://www.bhrt.ba/kultura/knjiga/predstavljena-knjiga-banja-luka-znamenite-zene-u-istoriji-grada/
[z dnia 28.01.2015].
T.J. Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz