wtorek, 2 września 2014

Płonie ognisko w lesie - o archiwach w Sarajewie słów kilka



Jako, że na blogu poruszane są tematy dziwne, nietypowe i przede wszystkim mało kogo interesujące tak i tym razem będzie nie tylko o archiwach, ale dla większej „beki” o archiwach w mieście za Bałkanem – Sarajewie.
Dzięki czujności redaktorów portalu historia.org.pl ludzie w Polsce, którzy mają za dużo czasu mogli dowiedzieć się o puszczeniu z dymem dokumentów z epoki austro-węgierskiej, osmańskiej i II wojny światowej. Cała ta przykra sytuacja miała miejsce w Archiwum Państwowym Federacji BiH.
Archiwum Federacji BiH to zasadniczo najważniejsze archiwum w Sarajewie. Gromadzi ono masę mniej lub bardziej potrzebnych pozostałości po wiekach i pokoleniach minionych. Ma nawet status archiwum międzynarodowego, ale zasadniczo nikogo to nie obchodzi. Nie wiadomo skąd dysponuje ono kilkudziesięcioma metrami dokumentów z epoki A-W, (najprawdopodobniej na butach krasnoarmijców przywędrowało z Wiednia do BiH zanim Stalin sfochał się na Titę - skąd my to znamy?) która nie tylko zalega w magazynach nie niepokojona przez nikogo wiele lat, ale od czasu do czasu, jak miało to miejsce w lutym b.r. służy znudzonej sarajewskiej młodzieży jako namiastka sztucznych ogni.
Być może ze względu właśnie na młodzież i zagrożenie z jej strony, kolejne sarajewskie archiwum, Archiwum Historii BiH jest usadowione na górce, do której wiedzie stroma wyłożona brukiem droga, tak by przypadkiem nikt nie pomyślał, że jest jakikolwiek sens wspinać się na tą golgotę. Oprócz specyficznego usadowienia, Archiwum Historii BiH zniechęca korzystających z jej zbiorów zaporowymi cenami kopii, które sięgają za stronę – UWAGA 5 zł!!! Poza tym, archiwum to, jeszcze dwa lata temu część swoich zbiorów składowała w nieotynkowanej szopie na jednej z górek Sarajewa, gdzie mógł wejść każdy, a archiwistami w tym miejscu było kilku dresów. Gdzie, jak gdzie ale tam bym się „adidosów” nigdy nie spodziewał. Dodam tylko, że moja wizyta wzbudziła wiele kontrowersji, gdyż przerwałem im jakąś internetową grę i palenie papierosów (tak, tak w BiH można palić WSZĘDZIE nawet archiwa są pełne dymu tytoniowego).
Jest jeszcze coś takiego jak Zemaljski Muzej, ale częstotliwość jego zamykania i otwierania skutecznie uniemożliwia jakiekolwiek korzystanie z jego zbiorów.
Ostatnim z wartych opisania archiwów sponsorowanych przez państwo, jest Archiwum Biblioteki Narodowej BiH, albo raczej jego pozostałości, gdyż w 1992 r. jak to ludy Bałkańskie mają w swojej tradycji puszczono z dymem 80% zbiorów owej Biblioteki, wraz z jej archiwum, gdzie w większości znajdowały się dokumenty z okresu osmańskiego. Świstki, które pozostały mieszczą się w podziurawionym jak ser szwajcarski budynku mieszczącym się w Kampusie Uniwersyteckim. Plotka głosi, że owe zbiory są szykowane by je przenieść do odnowionego budynku Vječnici. Będzie co palić...
Jak jednak wiadomo wytrawny historyk swoje archiwalne romanse prowadzi nie tylko z instytucjami państwowymi, ale i innymi, prywatnymi i religijnymi. O ile o archiwach prywatnych niewiele w BiH słyszałem (no może poza Biblioteką Gazi-Husrev bega, gdzie również jest jakieś archiwum z okresu osmańskiego i archiwum prywatnym Burdów, tradycyjnie spalonego) o tyle archiwa poszczególnych wyznań to temat rzeka. Niestety co do archiwów wspólnoty żydowskiej czy prawosławnych trudno mi coś więcej powiedzieć. Dlatego skupię się na archiwach kościelnych rzym-kat.
Pierwszym z nich jest Archiwum Nadbiskupie (czyli coś na podobe naszych Archiwów Kurii Meropolitalnych). Kiedy pierwszy raz znalazłem się w tym miejscu szukałem haczyka, gdyż mimo świetnej obsługi (pozdrowienia dla ks. Meštrovića), która nie tylko jest punktualna ale i odpowiada na maile (obydwie te czynności są w BiH czymś absolutnie niezwykłym i ich występowanie należy wyraźnie podkreślić) byłem tam jedynym głodnym „źródełek” człowiekiem. Szybko się przekonałem, już po kilku chwilach  „co jest nie tak”. Archiwum Nadbiskupie najzwyczajniej w świecie nie posiada swojego inwentarza zborów. Jedyną możliwością szukania czegoś jest tzw. „Zapisnik”, czyli XIXwieczny dziennik przychodzącej korespondencji. Praktycznie bez jakiejkolwiek sygnatury, opisu czy czegokolwiek. Ot przychodzisz, sympatyczny ks. Meštrović daje Ci owe „zapisniki” i już. Tylko co z owymi „zapisnikami” zrobić gdy np. chcemy dokument wytworzony przez kancelarie biskupa?
Archiwa kościelne w BiH to miejsca owiane prawdziwą tajemnicą. Praktycznie nikt nie wie gdzie się znajdują, a jak już uda Ci się namierzyć siedzibę takiego miejsca, to tylko łasce Najwyższego możesz powierzyć swoje badania, gdyż dostać się doń jest niezwykle trudno. Przykładem archiwum widmo, jest rzekome Archiwum Josipa Stadlera mieszczące się gdzieś w Sarajewie. Na mieście krążą słuchy, że istnieje, ale na próżno gdziekolwiek szukać o nim informacji. Najprawdopodobniej mieści się w Pałacu Arcybiskupa BiH, ale nikt tego nie jest w stanie potwierdzić.
Nieco inna historia jest z Archiwum Prowincji Franciszkanów. Wiadomo gdzie się znajduje, ale niestety nie można się do niego dostać. Każda wizyta w tym miejscu kończy się napotkaniem portiera o twarzy Brudnego Harry’ego, który najpierw mówi, że archiwum pracuje dopiero od następnego tygodnia, w następnym tygodniu, że nie wiadomo kiedy, a na końcu daje nr telefonu do nie wiadomo kogo. Oczywiście, tegoż telefonu nikt nigdy nie odbiera, bez względu na porę o jakiej dzwonimy. 

Bibliografia

Doświadczenia własne

T.J. Lis

1 komentarz:

  1. Historia.org.pl wiele zawdzięcza w tej materii nieodżałowanej korespondentce z frontu Barbarze Wilk.

    OdpowiedzUsuń