piątek, 12 września 2014

Montevideo 1930



Chorwacja to kraj, który za Bałkanem przewodzi we wszelkich rankingach tworzenia głupich seriali. Dubrownik, Spilt czy Zagrzeb idealnie pasują do ckliwych historii o wielkiej miłości, perfidnej intrydze i złamanym sercu (kolejność dowolna). Jednak mimo, że kraj ten przoduje w wypluwaniu tego typu gniotów telewizyjnych największą popularnością nie cieszył się Larin Izbor czy inna Zora Dubrovačka, a krótki, nieco ponad 20 odcinkowy serial Monevideo Bog te video. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że serial jest produkcji… SERBSKIEJ, a co gorsza opowiada o tym jak piłkarze z tego kraju, po zrobieniu ich w wała przez kolegów Chorwatów odnoszą jeden z największych sukcesów w piłce kopanej zajmując 3 miejsce na MŚ w 1930 r. w Urugwaju. Szok, co nie? 
Jugosławia (czyt. Serbia) na MŚ 1930

Sam serial, świetnie zagrany, rewelacyjnie wyreżyserowany, jest rzeczywiście serbską agitką, która pokazuje jacy to potomkowie Stefana Dušana są fajni i przebojowi. Film utrzymany w klimacie bajkowym, miał oprócz pokazania fajności Serbów, również nieco zaczarować magiczną królewską Jugosławie, gdzie niby wszyscy się kłócili, ale tak na serio to się kochali. Kolory sepii najlepiej temu służą.
Prawda jednak jest z goła inna, i przyznaje  to nawet autor książki o dziarskich chłopakach z Belgradu Vladimir Stanković. Bajkowe czasy pokazane w filmie wcale takimi nie były. Jugosławia była krajem nie tylko ubogim, ale przede wszystkim wewnętrznie skłóconym, z królem dyktatorem, i terrorystami (chorwackimi i macedońskimi) dążącymi za wszelką cenę do destabilizacji tego tworu.
W tym całym grajdole wzajemnych pretensji, padł pomysł, by Jugosławia wybrała się na pierwsze w historii Mistrzostwa Świata rozgrywane w Urugwaju w roku 1930. Jest rzeczą charakterystyczną, że Europa zlała sobie zupełnie tą imprezę, raz ze względu na koszty, a dwa nie był to żaden prestiż. Angole uważali, że i tak są najlepsi, Niemcy nic jeszcze nie znaczyli, a Austriacy będący wówczas potęgą w tym sporcie, podobnież jak Brytyjczycy patrzyli na inne kraje niczym na ubogich krewnych. Dlatego te mistrzostwa spowodowały, że  znalazły się na nich drużyny z zakompleksionych krajów. Rumunia z królem grożącym nacjonalizacją brytyjskich firm za brak urlopu dla jego piłkarzy, zawsze skłonna do rozpadu Belgia, czy wreszcie trzeszcząca od wewnętrznych zgrzytów Jugosławia. Jedynym normalnym kandydatem wydawała się Francja, ale tam by coś komuś udowodnić.
Jugosławia nie była by tym czym są do dzisiaj jej spadkobiercy, gdyby oczywiście nie kłótnie między Chorwackimi piłkarzami a Serbskimi.  Tym razem poszło o przeniesienie siedziby Związku Piłki Kopanej z Zagrzebia do Belgradu. W efekcie „krawaciarze” strzelili focha i wycofali swoich kopaczy. Oczywiście, była to tylko kropla która zachwiała równowagę, gdyż prawdziwym powodem odwrócenia się plecami do reprezentacji Jugosławii była pacyfikacja wszelkich nacjonalizmów (w tym przede wszystkim chorwackiego) przez Króla Aleksandra I. W każdym razie rozsierdziło to Serbów na tyle, że sami zdecydowali się mimo trudności wystawić team i pojechać do kraju masonów, cyklistów i Jana Kobylańskiego.
Ówczesny poziom piłki kopanej był na tyle żenujący, że nawet grupa zebranych po drodze chłopaczków była w stanie wywalczyć w wersji serbskiej 3 miejsce a w wersji chorwackiej 4, gdyż „mały finał” nie odbył się, co pozostawia miejsce do polemik między bałkańskimi braćmi.
Ogólnie rzecz biorąc, Chorwatom staje gula w gardle na myśl, że 27 odcinkowy serial, aż tak podobał się w ich kraju. Tym bardziej, że wycięto z niego wątek z chorwackim trenerem Ćiro Blaževićem, który zagrał tam epizodyczną rolę. On sam stwierdził następnie, że wycięto epizody z postacią graną przez niego, dlatego właśnie, że był Chorwatem. Nazywany soft nacjonalistycznym film, stał się więc kolejną sceną do oskarżeń o ciągotki wielkoserbkise, leczenie kompleksów związanych z utratą Kosowa itd.
A jaka jest prawda? Jak zwykle trudno ją wyłuskać z morza pomyj jakie jedni i drudzy na siebie wylewają. Trudno odmówić Chorwatom racji kiedy mówią o powrocie do narodowych motywów w kinematografii ich sąsiada. Rzeczywiście film nieco trąci tego typu skojarzeniami. Także pokazywanie Królewskiej Jugosławii jako czegoś nostalgicznie magicznego wydaje się tandetne jak plastikowa małpka na sznurku z odpustu. Nie jest to jednak powód, by go skreślać i oskarżać reżysera i aktorów o powrót do wielkoserbskiej retoryki. Jest to raczej przesada, i objaw nadwrażliwości niektórych części ciała poniżej pleców.
Jak pisałem na początku jest to kawał dobrego filmu, zabawnego, czasem wzruszającego, do którego należy podejść z dystansem, tak jak do bajki, a nie obrazu historycznego. W taki sposób podeszło do niego większość Chorwatów, o czym świadczy frekwencja przed telewizorami. Jak widać jednak nie wszyscy są jeszcze w stanie „zluzować majty” i popatrzeć na rzeczywistość nieco inaczej niż przez okulary Franjo Tuđmana. Są oni jednak w mniejszości, co cieszy.

Bibliografia
Stanković V., Montevideo, Bog te video, Beograd 2014.
Raić V., Srpski 'Soft nacionalizam' – novo oružje 'prodora na Zapad' http://www.dnevno.hr/vijesti/komentari/95157-srpski-soft-nacionalizam-novo-oruzje-prodora-na-zapad.html?print=1 [stan z dnia 12.09.2014]
Pavlicević, D., Historia Chorwacji, Poznań 2004.

T.J. Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz