W 20leciu międzywojennym
mieliśmy Ernesta Wilimowskiego, za komuchy sportowców-celebrytów było całe
mnóstwo z Kazikiem Deyną na czele. Niedawno skończyła się Małyszomania, a
obecnie palmę sportowca celebryty dzierży Robert Lewandowski. Ludzie potrzebują symbolu. Sportowiec zaś swoimi
sukcesami daje im chwilową radość i wówczas fani sami łapie nieco promyków ze
słońca sukcesu okalającego zwycięzcę.
Współczesna inscenizacja walki Zawiszy Czarnego z Janem Hartmanem |
Dzisiaj jednak nie będzie
o wyżej wymienionych postaciach, postaramy się przenieść w odległą przeszłość,
by tam poszukać przykładu sportowca celebryty. Co taka osoba musi spełniać, by
określić go tego typu mianem? Mimo wszystko musi być dobra w tym co robi, to
warunek podstawowy. Poza tym musi być charakterystyczną osobowością, kto
pamięta o zwycięzcach ciapciakach? Nikt poza historykami, którzy sami są
ciapciakami. Przede wszystkim jednak musi odnosić sukcesy. Bez tego, ani rusz.
Idealnym przykładem
sportowca celebryty, jakiego możemy odgrzebać z kart historii jest z pewnością
Zawisza Czarny. Trudno jest tak naprawdę coś o nim więcej powiedzieć, gdyż
facet obrósł już taką legendą, jak Ronaldo (ten prawdziwy brazylijski)
tłuszczem.
Nikt
nie przewyższył Zawiszy Czarnego szlachetnością i dzielnością bohaterską. We
wszystkich wyprawach okazywał się rycerzem dzielnym i znakomitym; słynął odwagą
i wielkimi czyny, w których nikt mu nie wyrównał. Był zaś w mówieniu słodki i
ujmujący, tak iż nie tylko ludzi zacnych i szlachetnych, ale barbarzyńców nawet
swoją uprzejmością zniewalał.
Taki oto opis spotykamy w
jednej z książek dotyczących Jagiełłowego rycerza, która powołuje się na Jana
Długosza. Ogólnie rzecz biorąc dyskusja nad nim zamyka się w dwóch słowach „oh
i ah”, do panegirystów Zawiszy, dołączać nie będę skupię się raczej na innej
stronie tej postaci. Bez względu na to jak cnotliwy i prawy był Zawisza, z
pewnością była to fachura jak na swoje czasy. Walczył pierwszorzędnie, a do
tego miał jeszcze poukładane w głowie. Dzięki temu zdobył sobie nie tylko sławę
i uznanie, także wśród rywali, ale również ogromne pieniądze i co za tym idzie
pozycje. Jak widać, także w średniowieczu na rozrywce (jaką były rycerskie
turnieje) można było zbić przyzwoity majątek. Było jednak nieco trudniej, bo
nie istniała funkcja menadżera, który ustawiał by mu majętnych rywali ani
PRowca, który fotografował by go z obdartymi, umorusanymi w gnoju maluchami.
Mimo to jednak zdobył sobie sławę jak mało kto w jego czasach. A potem to już
tylko biesiady, mniej lub bardziej cnotliwe księżniczki, itd.
Po setkach lat, kiedy to
przez cały czas Zawisza tylko w świadomości nielicznej wykształconej grupy
osób, mit niezwyciężonego Polaka, który tłukł niemiłosiernie każdego, kto mu
się napatoczył wybuchł z siłą wulkanu. Odpowiedzialni za reaktywacje legendy
Zawiszy byli jak zwykle narodowi historycy, pisarze i poeci z XIX stulecia,
którzy w czarnowłosym rycerzu znaleźli uosobienie wszelkich narodowych cnót,
męstwa, wrażliwości, odwagi, siły, itd.
Ten łebski sportowiec
celebryta, potrafiący przekuć swoje umiejętności na złoto, zyskał więc wiele
lat po swojej śmierci drugie życie, i
mimo, że nie ma ono zbyt wiele wspólnego z prawdziwym Zawiszą, sława jego
imienia rozbłysnęła nowym blaskiem. Niczym
zakuty w zbroję Himilsbach stał się bohaterem wielu anegdot i opowiastek, jak
choćby ta o uczcie w czasie której dał po gębie Węgrowi Gyuli, który uderzał w
konkury do Bośniackiej księżniczki Dragi (wersji o tym wydarzeniu jest
przynajmniej kilka). Tego typu legend można odnotować jeszcze bardzo wiele, nie
mają one wiele wspólnego z rzeczywistością, ale za to doskonale oddają
mentalność ludzi opowiadających podobne rzeczy, i wzorce jakimi się kierowano w
XIX stuleciu.
Ostatnimi czasy w
czeluściach Internetu daje się zauważyć powrót do idei Zawiszoczarnej. Jest to
widoczne szczególnie w kręgu młodych i zagniewanych kuców, którzy z symbolem
Polski Walczącej na podkoszulku, walczą niczym ich nowo wykopany
wzorzec ze swoimi rodzicami o godzinę dłużej komputera, lub prowadzą niemniej
heroiczne boje (jak Zawisza z Janem Aragońskim) z nauczycielem matematyki o 3 w
dzienniku z ostatniego sprawdzianu. O
ile w ich przypadku jest to nawet zabawne o tyle, i łatwo wytłumaczalne (cóż
świadomość historyczna w naszym kraju kuleje) nieco mniej uśmiechu budzi u mnie, gdy u dorosłego faceta,
wydającego książki sprzedawane w dobrych księgarniach, czytam podobne bzdury
„ku pokrzepieniu serc”. Ale o wizji historii w wykonaniu Pana Mateusza
„Biszopa” Biskupa już było kiedyś na achtungu.
Bibliografia
Biskup, M., Niezwyciężony, http://blogbiszopa.pl/2011/07/niezwyciezony/
[stan z dnia 24.01.2015].
Kuczyński, S. M., Zawisza Czarny, Katowice
1983.
Możejko B., Szybowski S., Śliwiński B., Zawisza
Czarny z Garbowa herbu Sulima, Gdańsk 2003.
T. J. Lis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz