poniedziałek, 26 stycznia 2015

Celebryta w zbroi



W 20leciu międzywojennym mieliśmy Ernesta Wilimowskiego, za komuchy sportowców-celebrytów było całe mnóstwo z Kazikiem Deyną na czele. Niedawno skończyła się Małyszomania, a obecnie palmę sportowca celebryty dzierży Robert Lewandowski.  Ludzie potrzebują symbolu. Sportowiec zaś swoimi sukcesami daje im chwilową radość i wówczas fani sami łapie nieco promyków ze słońca sukcesu okalającego zwycięzcę. 
Współczesna inscenizacja walki Zawiszy Czarnego z Janem Hartmanem
Dzisiaj jednak nie będzie o wyżej wymienionych postaciach, postaramy się przenieść w odległą przeszłość, by tam poszukać przykładu sportowca celebryty. Co taka osoba musi spełniać, by określić go tego typu mianem? Mimo wszystko musi być dobra w tym co robi, to warunek podstawowy. Poza tym musi być charakterystyczną osobowością, kto pamięta o zwycięzcach ciapciakach? Nikt poza historykami, którzy sami są ciapciakami. Przede wszystkim jednak musi odnosić sukcesy. Bez tego, ani rusz.
Idealnym przykładem sportowca celebryty, jakiego możemy odgrzebać z kart historii jest z pewnością Zawisza Czarny. Trudno jest tak naprawdę coś o nim więcej powiedzieć, gdyż facet obrósł już taką legendą, jak Ronaldo (ten prawdziwy brazylijski) tłuszczem.

Nikt nie przewyższył Zawiszy Czarnego szlachetnością i dzielnością bohaterską. We wszystkich wyprawach okazywał się rycerzem dzielnym i znakomitym; słynął odwagą i wielkimi czyny, w których nikt mu nie wyrównał. Był zaś w mówieniu słodki i ujmujący, tak iż nie tylko ludzi zacnych i szlachetnych, ale barbarzyńców nawet swoją uprzejmością zniewalał.

Taki oto opis spotykamy w jednej z książek dotyczących Jagiełłowego rycerza, która powołuje się na Jana Długosza. Ogólnie rzecz biorąc dyskusja nad nim zamyka się w dwóch słowach „oh i ah”, do panegirystów Zawiszy, dołączać nie będę skupię się raczej na innej stronie tej postaci. Bez względu na to jak cnotliwy i prawy był Zawisza, z pewnością była to fachura jak na swoje czasy. Walczył pierwszorzędnie, a do tego miał jeszcze poukładane w głowie. Dzięki temu zdobył sobie nie tylko sławę i uznanie, także wśród rywali, ale również ogromne pieniądze i co za tym idzie pozycje. Jak widać, także w średniowieczu na rozrywce (jaką były rycerskie turnieje) można było zbić przyzwoity majątek. Było jednak nieco trudniej, bo nie istniała funkcja menadżera, który ustawiał by mu majętnych rywali ani PRowca, który fotografował by go z obdartymi, umorusanymi w gnoju maluchami. Mimo to jednak zdobył sobie sławę jak mało kto w jego czasach. A potem to już tylko biesiady, mniej lub bardziej cnotliwe księżniczki, itd.
Po setkach lat, kiedy to przez cały czas Zawisza tylko w świadomości nielicznej wykształconej grupy osób, mit niezwyciężonego Polaka, który tłukł niemiłosiernie każdego, kto mu się napatoczył wybuchł z siłą wulkanu. Odpowiedzialni za reaktywacje legendy Zawiszy byli jak zwykle narodowi historycy, pisarze i poeci z XIX stulecia, którzy w czarnowłosym rycerzu znaleźli uosobienie wszelkich narodowych cnót, męstwa, wrażliwości, odwagi, siły, itd.
Ten łebski sportowiec celebryta, potrafiący przekuć swoje umiejętności na złoto, zyskał więc wiele lat po swojej śmierci  drugie życie, i mimo, że nie ma ono zbyt wiele wspólnego z prawdziwym Zawiszą, sława jego imienia rozbłysnęła nowym blaskiem.  Niczym zakuty w zbroję Himilsbach stał się bohaterem wielu anegdot i opowiastek, jak choćby ta o uczcie w czasie której dał po gębie Węgrowi Gyuli, który uderzał w konkury do Bośniackiej księżniczki Dragi (wersji o tym wydarzeniu jest przynajmniej kilka). Tego typu legend można odnotować jeszcze bardzo wiele, nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością, ale za to doskonale oddają mentalność ludzi opowiadających podobne rzeczy, i wzorce jakimi się kierowano w XIX stuleciu.
Ostatnimi czasy w czeluściach Internetu daje się zauważyć powrót do idei Zawiszoczarnej. Jest to widoczne szczególnie w kręgu młodych i zagniewanych kuców, którzy z symbolem Polski Walczącej na podkoszulku, walczą niczym ich nowo wykopany wzorzec ze swoimi rodzicami o godzinę dłużej komputera, lub prowadzą niemniej heroiczne boje (jak Zawisza z Janem Aragońskim) z nauczycielem matematyki o 3 w dzienniku z ostatniego sprawdzianu.  O ile w ich przypadku jest to nawet zabawne o tyle, i łatwo wytłumaczalne (cóż świadomość historyczna w naszym kraju kuleje) nieco mniej uśmiechu  budzi u mnie, gdy u dorosłego faceta, wydającego książki sprzedawane w dobrych księgarniach, czytam podobne bzdury „ku pokrzepieniu serc”. Ale o wizji historii w wykonaniu Pana Mateusza „Biszopa” Biskupa już było kiedyś na achtungu.

Bibliografia
Biskup, M., Niezwyciężony, http://blogbiszopa.pl/2011/07/niezwyciezony/ [stan z dnia 24.01.2015].
Kuczyński, S. M., Zawisza Czarny, Katowice 1983.
Możejko B., Szybowski S., Śliwiński B., Zawisza Czarny z Garbowa herbu Sulima, Gdańsk 2003.

T. J. Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz