poniedziałek, 9 lutego 2015

Słoń a sprawa polska



O tym czym jest "słoń a sprawa polska" informować nie trzeba. Temat ten mniej lub bardziej znany przewija się przez mass media dość często. Choć historia „słonia” sięga grubo ponad 100 lat wstecz, to co jakiś czas wraca do naszego życia, reaktywowana przez najróżniejsze osoby. W klimatach „słoniowych” mamy więc literaturę, a kilka lat temu jedna z komercyjnych stacji telewizyjnych nazwała tak nawet swój program publicystyczny. Świadczy to o tym, że świadomość tego zagadnienia, nawet wśród dziennikarzy, którzy do najbardziej lotnej grupy zawodowej nie należą, jest całkiem spora.
Jak to jednak w życiu bywa, świadomość to jedno, a rzeczywistość dookoła to drugie. W obecnych szalonych czasach, gdy nawet na lewej stronie zaczyna się bić w hasła narodowe i odwoływać do wielkości Rzeczpospolitej, „słoń a sprawa polska” nabiera zupełnie poważnego charakteru. Narodową histerię mającą na celu wyszukiwanie wszędzie śladów polskości widać choćby na przykładzie dyskusji wokół książki Marka Boruckiego, Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat, Warszawa 2015.
Z lewa i z prawa różnego rodzaju mniej i bardziej zdolne pismaki rozpisują się o tym, jaki to wkład w dzieje świata włożyli Polacy. Przede wszystkim należy sobie zadać podstawowe pytanie, dlaczego rościmy sobie pretensje do dumy z poczynań ludzi, którzy mówili językiem zbliżonym do naszego i żyli w miejscu, w którym my obecnie żyjemy? Czy mieliśmy jakiś wkład w to co robili? Oczywiście, że nie. Więc skąd ta duma?
Aby jednak nie przechodzić z pozycji historyka, na pozycje filozofa, lub Boże broń publicysty, należy w ten ogólnonarodowy balon wbić jeszcze jedną igłę. Duża część z osób, które wymienia nie tylko autor zacnej publikacji, ale także innych osób, do których lubimy dorabiać narodową ideologię, z Polską miała tyle wspólnego, że po polsku mówiła, i tutaj zrobiła pierwszą kupe. Tyle. Zaś największe sukcesy osiągnęła nie tylko za granicą, ale również dzięki zagranicznym uniwersytetom i zagranicznym pieniądzom.
O ile mój napastliwy ton jeszcze nie wywołał odpowiedniej reakcji myślowej, z pewnością bardziej skuteczniejsze będą przykłady. Te najbardziej znane. Maria Skłodowska-Curie – wykształcona gdzie? We Francji. Swoje badania prowadziła gdzie? We Francji. Dostawała na to kasę od? Francuzów. Komentarz zbędny. Ernest Malinowski, nie dość, że w powstaniu listopadowym nie brał udziału, jakby wiele osób chciało, to na dodatek wszystkie swoje fantastyczne budowle skonstruował i wykonał za granicą. Tam też zresztą się kształcił. Ludwik Hirszfeld, gdyby nie uniwersytety niemieckie z pewnością nigdy nie został by tym, kim został.
Ale weźmy też tych mniej znanych. Stanisław Kierbedź konstruktoar pierwszego mostu w Warszawie. Kuce i lemingi, jednogłośnie krzykną – bohatyr! Tylko nikt nie chce zauważyć faktu, że nie sposób znaleźć jego podobiznę w innym niż rosyjski mundur wojskowy… i bynajmniej, nie jest to żaden zarzut, po prostu, takie były czasy.
A Galicja? Tam niby sprawa polska miała się najlepiej, w Krakowie przybysze z Warszawy i Poznania oddychali „polskim powietrzem”, a jednak konserwatyści przy „Najjaśniejszym Panu stali, i stać chcieli”, i pewno by tak, stali gdyby nie Wielka Wojna.
Historia więc nam pokazuje, że „słoń a sprawa polska” jest cały czas obecna w naszym kraju. Z polonocentryzmu, który z jednej strony powoduje, że wszędzie dopatrujemy się „polskości” a z drugiej zaś chcemy na siłę stać się bardziej europejscy, nie wynika nic dobrego. O minionych dziejach należy pamiętać, o wybitnych jednostkach z przeszłości mówić, ale robienie na tym „polityki” i dorabianie ideologii nie wychodzi nikomu na dobre.

Bibliografia
Barańczyk S., Bóg, trąba i ojczyzna. Słoń a sprawa polska oczami poetów od Reja do Rymkiewicza, Kraków 1995.
Borucki M., Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat, Warszawa 2015.
Hirszfeld, L., Historia jednego życia, Warszawa 2011.
Mm, Słoń a sprawa polska w Superstacji, http://wyborcza.pl/1,75248,4245410.html [dnia 09.02.2015].

T. J. Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz