środa, 11 lutego 2015

Nie udawaj Greka...



Dolny Śląsk to najbardziej skundlone miejsce w Polsce. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Pod względem narodowościowym, a przez to i kulturalnym jest to miejsce tak różnobarwne, jak twarz boksera po walce. Dlatego, tak jak wśród blondynek nie opowiadamy kawałów o czystej głupocie, wśród kalek o paraolimpiadzie, a wśród murzynów o łańcuchu i oponie, tak też na Śląsku musimy uważać na to co mówimy o… Grekach!
Takie uchodźczynie z Grecji to nawet dzisiaj by niejeden Polak z otwartymi rękami przyjął!

Dlatego przekraczając granice „odwiecznych ziem piastowskich” pospolite „nie udawaj Greka” powinniśmy schować głęboko do kieszeni. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że możemy trafić na prawdziwego Greka, lub na Macedończyka, co w konsekwencji dla Greków i tak oznacza Greka (postronni muszą się zaś z tym zgodzić, bo jak tu się nie zgadzać z potomnymi Sokratesa?). Ofiary współczesnego systemu oświaty zapewne drapią się po głowach w poszukiwania jakichś myśli, które powiążą w jakiś magiczny sposób dzieje Polski i Grecji. Na próżno. Polski i Grecji nie połączyła ani kultura, ani odległa historia, połączyła nas komucha.
W latach 40stych w Grecji trwała któraś z kolei wojna domowa, zbyt wiele o niej nie napiszę, bo raz, że mało kogo obchodzi, a dwa nie posiadam o niej zbytniej wiedzy. W każdym razie po dwóch stronach stali komuniści, jak zwykle w takich sytuacjach eufemistycznie nazywani demokratami (jak gdyby komunizm miał coś z demokracją wspólnego), i zwolennicy ładu, porządku i zamordyzmu monarchiści.
Porażka demokratów spowodowała, dla walczących partyzantów jak i ich rodzin oznaczała rzeź, w związku z czym, by uniknąć rowu z wapnem, zdecydowano się ich ewakuować z Półwyspu Bałkańskiego. Chętnych do przyjęcia miłośników sera feta i oliwek nie było zbyt wielu, dlatego wciśnięto ich Polskiej Ludowej Władzy, która z otwartymi ramionami przyjęła czerwone kontyngenty z południa i zasiedliła nimi pustostany na tzw. ziemiach odzyskanych. Do PRL przybyło więc nieco ponad 13 tys.
Najgorzej miały dzieci, nie dość, że przybyły jako pierwsze, to jeszcze zamknięto ich w wielkich ośrodkach, gdzie mimo, że później sprowadzono ich rodziców, musiały przebywać przynajmniej do ukończenia szkoły podstawowej. A to wszystko tylko po to, by w ich małe główki wbić lewackie dyrdymały spod znaku sierpa i młota.
O ile Greków uważano za wielkich partyzantów, co to z karabinem u nogi się rodzą, o tyle Macedończyków tępiono, bo jak wiadomo to „titowcy”, a wówczas wszystko co związane było z przywódcą komunistycznej Jugosławii było „be”.
Tak więc początki w lechickim kraju, były dla nich dość trudne. Później jednak rozkręcali się coraz bardziej. Gdy zrozumieli, że nad słoneczny Peloponez już raczej nie wrócą, rozpoczęli normalne życie jak przeciętny Kowalski.
Jak więc widać, komucha poza pomidorową i długami pozostawiła nam w spadku garść rodaków wielkich filozofów. Bez tego cennego transferu m.in. nie moglibyśmy się cieszyć z muzyki Eleni. Dzieciństwo wielu z nas, z pewnością nie było by więc takie samo.

Bibliografia
Kurpiel A., Macedońskie „dzieci uchodźcy” z greckiej wojny domowej – zapomniani przybysze na powojenny Dolny Śląsk, „Pamięć i Przyszłość” http://pamieciprzyszlosc.pl/files/0003/1295/KW_pip_nr_9_s24.pdf [stan z dnia 11.02.2015].
Wojecki M., Uchodźcy polityczni z Grecji w Polsce 1948-1975, Jelenia Góra 1989.
Dolny Śląsk… Grecy i Macedończycy https://www.youtube.com/watch?v=ftBLloS4Wkc&feature=youtu.be [stan z dnia 11.02.2015].

T.J. Lis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz