Drogi achtungu, sprawiedliwości stało się zadość. Notki się spieniężyły i całoroczna praca została nagrodzona odpowiednią ilością zer. To dzięki Tobie achtungu udało się wywołać uśmiechy na buziach spragnionych tausenów doktorantów.
Dniem dzisiejszym zaczyna się nowy etap w życiu achtunga, wierni fani (których nie ma) mogą niedługo się spodziewać nowych rozdań.
jeszcze raz DZIĘKUJEMY!!!
poniedziałek, 15 grudnia 2014
środa, 24 września 2014
Mity i kity narodowe
Każdy kraj ma swoją
historyczną mitologię. Wokół pewnych wydarzeń, najczęściej bardzo odległych
czasowo (im odleglejsze tym lepiej – można więcej bajek naopowiadać i nikt się
nie kapnie). W naszej rodzimej historiografii takich faktów, które bez
wątpienia miały miejsce, ale wyglądały nieco inaczej jest cała masa np. Obrona
Częstochowy przed Szwedami. Nie tylko my lubimy słuchać i opowiadać bajki.
Wszyscy mają ciągoty do tego by rozpływać się nad bohaterskością przodków,
także, a może wręcz przede wszystkim, ma to miejsce za Bałkanem.
W krajach byłej Jugi,
historia nawet jeśli odległa o setki lat, nadal budzi gorące emocje, jak gdyby dyskutowane
wydarzenie miało miejsce wczoraj. Najczęściej ludzie posługują się historycznymi
memami, figurami historycznymi, które nie mają w większości związku z prawdą.
Dla Serbów
najważniejszym momentem ich historii jest Bitwa na Kosowym Polu (1389). Mimo,
że nie jedyna w tym miejscu i nawet nie wygrana (w sumie ogłoszono remis) to
jednak stała się symbolem heroiczności Serbów. To właśnie to wydarzenie,
przepoczwarzone przez ludowe legendy konstytuuje naród Serbski od kiedy tylko
zaczęto w ogóle o czymś takim mówić (XVIII w.).
Chorwaci, podobnie jak prawosławni
sąsiedzi również mają swoje mity, co prawda nie tak wyraźne jak Bitwa na Kosowym
Polu, ale podchodzą do nich z równie wielką powagą. Dla nich symbolem
heroiczności byli przede wszystkim dwaj kolesie Petar Zrinsky i Fran Krst
Frankopan dwaj kolesie co najpierw tłukli się z Turasami a następnie
stwierdzili, że pospiskują przeciwko Austrii, za co dostali bęcki. Wokół nich
również roztacza się aura wielkości i niezłomności Chorwatów.
Także Bośniacy mają
swojego bohatera narodowego, nazywa się on Husejn kapetan-Gradaščević, zwany
też Zmajem od Bosne (Smok z Bośni). Facet w latach 30stych XIX wieku
skonfliktował się z sułtanem tureckim i wypowiedział mu posłuszeństwo. Marzyła
mu się jakaś szersza autonomia Bośni, dlatego dzisiaj jest on symbolem
pierwszego „narodowego” zrywu bośniackich muzułmanów.
Dla Czarnogórców mitem
narodowym nie jest tyle konkretne wydarzenie, co pewna historyczna tradycja tj.
wolność. Pastuszkowie z Cetynii ubzdurali sobie, że Turcy ich nigdy nie podbili,
i oni zawsze byli wolni, jako jedyny południowi Słowianie, nigdy do końca nie
czuli buta na swoim karku. Jest to prawda ALE… kilkadziesiąt metrów pastwisk,
dwa potoki, kilka drewnianych chat i stadko kóz to ma być owa złota
Czarnogórska wolność? Prawda jest taka, że Ciapatym było wszystko jedno kto tam
w tych górach wypasa tych kilka kóz, i nie chciało się im tam nawet fatygować.
No ale, wolność to wolność…
Dla Słoweńców powodem
do dumy jest ich Karyntia i państwo, jakie wówczas na terenie dzisiejszej
Słowenii miało istnieć przed wiekami. Niemniej jednak Słoweńcy to naród dość
roztropny i w przeciwieństwie do wyżej wymienionych stara się nie zaśmiecać
swojej historii niepotrzebną mitologią.
Jeśli idzie o
Macedończyków, to całe to państwo jest wybudowane na jednym wielkim micie, a
konkretnie tym, że ma ono cokolwiek wspólnego ze starożytną Macedonią i
Aleksandrem Wielkim. Największa ściema na Bałkanach, jaką sobie można
wyobrazić, przebija bohaterskich Zrinskich, heroicznego księcia Lazara z
Kosowego Pola, itd. Kupa śmiechu, tak można określić historiograficzne próby przypisania
jakichkolwiek związków między letnim Olkiem, a Macedonią.
Historycznych mitów w
krajach byłej Jugi jest zdecydowanie więcej. Ja wybrałem tylko po jednym przykładzie.
Takich kwiatków jest jednak więcej. Zawsze tak bywa, gdy nauka zostaje
zastąpiona bajkami, a rolę poznawczą historii sprowadza się do moralizatorstwa
i wychowania „pięknych narodowych postaw”. Nie śmiejmy się jednak aż za nadto z
południowych sąsiadów, spójrzmy na siebie i na to, czego młodzieży uczą się ze
szkolnych podręczników.
Bibliografia
Czerwiński M., Semiotyka dyskursu
historycznego. Chorwackie i serbskie syntezy dziejów narodu, Kraków 2012.
Chaszczewicz-Rydel M., Obrazy Bałkanów.
Mity, stereotypy, nowa imagologia, 2013.
Dąbrowska-Partyka, M., Literatura
pogranicza, pogranicze literatury, Kraków 2004.
T.J. Lis
wtorek, 23 września 2014
Jazydzi w literaturze Pulpowej
Ciężko jest znaleźć bardziej
znienawidzoną grupę religijna niż Jazydzi. Nawet religijni Żydzi nie mają aż tak
złej prasy w świecie Islamu. Jazydyzm
jest synkretyczną mieszanką łącząca elementy islamu, chrześcijaństwa
nestoriańskiego, pierwotnych wierzeń indoirańskich, zoroastryzmu oraz judaizmu wyznawaną w większości przez Kurdów.
Dla większości wyznawców Allacha sprawa jest jednak prosta Jazyda = Satanista.
Jazydzi wierzą, że bóg Allach
stworzył świat, ale jego dalsze losy powierzył siedmiu aniołom. Anioł MelekTaus („Anioł–Paw”) zbuntował się przeciw woli boga i za swe czyny został
strącony do piekła, gdzie odbył pokute. Bóg/Demiurg wybaczył mu winy i
powierzył władzę nad światem, w związku z czym wyznawcy jazydyzmu modlą się do
niego, a nie do boga (który milczy i nie miesza się w sprawy swego stworzenia).
Melek Taus jako buntownik przeciw Bogu utożsamiany jest figurą Prometeusza ale
i Szatana (co naturalnie wpływa na kiepski PR tej religii). Oprócz tego Jazydzi oddają cześć słońcu, świętym miejscom,
składają ofiary ze zwierząt, wierzą w reinkarnację, obrzezają i chrzczą się (można
powiedzieć że praktykują każdą możliwą praktykę pochodzącą z religii regionu).
Obecnie Jazydzi są brutalnie
prześladowani przez ISIS a ratunkiem dla nich może być intensywna pomoc NATO.
Dotychczas kurdyjscy peszmergowie (tacy bojownicy kurdyjscy) okazali
się bitnymi żołnierzami i daje to jakąś nadzieję na przetrwanie niewielkiej
Jazydzkiej wspólnoty.
Bardzo negatywny wizerunek
Jazydzi mieli i w literaturze pulpowej dwudziestolecia międzywojennego. Jako
czciciele szatana pojawili się w opowiadaniu „Koszmar w Red Hook” H. P.
Lovecrafta oraz w opowiadaniach „Nie kopcie mi grobu” i „Ponury wiatr dmie”
Roberta Erwina Howarda. Przedstawienie ich jako obcych rasowo, składających
ofiary z ludzi kultystów ukształtowało wizerunek Jazydów w popkulturze¸
Bibliografia.
1) A.
Sarwa, Czciciele Czasu, Ognia i Szatana. Religie
Iranu: zaratusztrianizm, anahityzm, mitraizm, manicheizm, mazdakizm,
mazdazanizm, jazydyzm, Sandomierz 2005,
2) R.
E. Howard, Królestwo Cieni, Kraków
2013;
M.M.
poniedziałek, 22 września 2014
O ultra tajnym spisku satanistów...
Społeczność internautów jest wykoślawioną wizją
społeczeństwa. Jednym z zjawisk najbardziej utrudniających normalne
funkcjonowanie użytkownikom Internetu jest zjawisko tzw. trolowania. Historia uczy nas, że niczego nas nie
nauczyła. Już w XIX wieku istniały osoby mogące dla własnej korzyści strolowaćsamego papieża. Palmę pierwszeństwa należy jednak na tym polu przyznać
francuskiemu prowokatorowi Leo Taxilowi.
Leo Taxil (pseudonim pana Marie Joseph
Gabriel Antoine Jogand-Pagès) urodził się w roku 1854 i już za młodu
nasiąkł czymś co określono by dziś lewacka propagandą. Już w wieku szesnastu
lat walczył w szeregach komuny paryskie by następnie uciekać z kraju i czekać
na amnestię. Po powrocie zorientowawszy się że nie ma z czego żyć zaczął
publikować „dzieła” pokroju NIE Urbana,
w ramach serii biblioteczka antyklerykalna. Jego prace pełne były szokujących
informacji o kochankach papieży czy gwałtach spowiedników na np. Joannie D’Arc.
A gdy rewolucyjne nastroje opadły w republikańskiej Francji spadł
popyt na jego twórczość. Leo poszedł więc po rozum do głowy i się nawrócił (ponoć
gwałcona przez spowiedników Joanna naszła go we śnie). Upublicznił on informację o masońskiej sekcie
Palladystów czczących w podziemnej
krypcie zbudowanej w Charleston (w CSA USA) samego Szatana. Książka okazała się strzałem w dziesiątke,
katolicy kupowali ją na potęgę, sam papież udzielił pisarzowi audiencji (i
zdymisjonował biskupa w Charleston za nieumiejętność poradzenia sobie z sektą)
a Taxil był gościem kongresu antymasońskiego w 1886.
Kiedy jednak sprawa się rypła i okazało się, że ani opisana krypta
nie istnieje ani osoba mająca być naocznym światkiem rytuałów panna Diana Voughn
nigdy się nie urodziła, Taxil zaskoczył wszystkich jeszcze raz mówiąc, że całą
historię sobie wymyślił. Tym samym ożywił zainteresowanie swoją książką a
osobami, które ją za drugim razem nagminnie kupowali byli liczni
antyklerykałowie z całej Francji. Ostatecznie Taxil dorobiwszy się kilku
milionów zmarł w roku 1907. Historia Leo Taxila stała się zaś inspiracją dla
wielu pisarzy i… trolli.
Bibliografia:
1) L. Taxil, Le diable au XIX siècle, ou Les mystères du spiritisme: La
franc-maçonnerie luciférienne. Révélation complètes sur le palladisme,
Paris 1896;
2) S. C. Hause, Anti-Protestant Rhetoric in the Early Third Republic [w:] French Historical Studies, Vol. 16, No.
1 (Spring, 1989), s. 183-201;
3) S. Wilson, Catholic Populism in France at the Time of the Dreyfus Affair: The
Union Nationale [w:] Journal of
Contemporary History, Vol. 10, No. 4 (Oct., 1975), s. 667-705;
4)
U. Eco, Cmentarz
w Pradze, Warszawa 2010; W książce tej główny bohater
poznaje sprawę Taxila z nieco innej strony. Dla miłośników XIX stulecia i
teorii spiskowych pozycja obowiązkowa.
M.M.
Wolne Miasto Fiume (Rijeka)
Gdy słyszymy „Wolne
Miasto …” pojawiają się przynajmniej dwa skojarzenia, miasto zakorkowane (wolne
to prawie to samo co powolne), lub zabawny twór z którym nie wiadomo było co
zrobić, jak np. Wolne Miasto Gdańsk, czy jeszcze Wolniejsze Miasto Kraków. Niewiele
osób zdaje sobie jednak sprawę, że nie tylko my możemy poszczycić się Wolnymi Miastami.
Podobne semantyczne i co gorsza polityczne dziwadła miały miejsce również za
Bałkanem.
Flaga WMF |
Jak wiadomo po
zakończeniu I wojny światowej panował w Europie nieopisany burdel. Polacy
chcieli jakiejś Galicji (na cholerę komu kawałek Hiszpanii?), Węgrzy chcieli
wszystko i nie dostali nic, za to Włosi z Jugosłowianami darli koty o Dalmację.
To właśnie w tym słonecznym kawałku Europy w 1920 r. powstało coś co przeszło do
historii jako Wolne Miasto Fiume (Rijeka).
Miasto od zawsze
przysparzało problemy, gdyż wiecznie domagało się jakiejś autonomii, nawet w
okresie Austro-Węgier mimo, że Dalmacja była Austriacka, Rijeka należała do
Węgier. Nie inaczej było, gdy zakończyły się pojedynki I-wojenne. Wówczas na
skutek kłótni SHS i Włoch zdecydowano o powstaniu WMF.
Przetrwało ono 5 lat w
czasie których zaliczyło 4 prezydentów. Miasto przez ten czas stało się
symbolem bohemy, rozpusty i powszechnego syfilisu. Najlepiej w nim się czuły
prostytutki i artyści, co właściwie jest
ze sobą tożsame (co udowodnił Kazik). Czasem zaglądali tam też ludzie uczeni, gdyż
sztuka i nauka znajdowały się tam pod szczególną opieką władz. Nie dziwi to,
gdyż „ojcem” całego przedsięwzięcia był Gabrielle d’Annunzio włoski poeta,
który na czele grupy oprychów pieszczotliwie nazywanych Wojskiem Wyzwoleńczym zajął
miasto, by stało się kolebką nowego Rzymu. Europejskie mocarstwa, które
rozdawały powojenne karty nie podzieliły jego entuzjazmu i postanowiły, że WMF
będzie WOLNYM miastem, czyli ani Włosi ani SHS nie będą po nie wyciągać więcej
łapek. Poecie najwyraźniej to się nie spodobało, gdyż obwołał się dyktatorem i…
wypowiedział Włochom wojnę, po to by Ci je zajęli i sprawowali tam władze –
taki był to pomysłowy Dobromir z Garbysia.
Miasto niby wolne z
nazwy a jednak pod butem Włochów przetrwało do 1924 r. Sytuacja była na tyle
groteskowa, że w końcu postanowiono zasiąść do dobrej butelki wina i się
dogadać w jego sprawie. W konsekwencji, teren WMF podzielono między Włochy i
SHS. Podział ten, śmieszny i kuriozalny jak cała historia tego miasta przetrwał
aż do II wojny światowej, gdzie znów Mussolini wraz z Pavelićem darli koty o to
czyje jest Fiume (Rijeka).
Ostatecznie po II wojnie światowej, tak
jeden jak i drugi odeszli na śmietnik historii, a samo miasto ostatecznie stało
się przyłączoną do Chorwacji Rijeką, co ma miejsce także i dziś.
Bibliografia
Maciejowski T., Konstytucja Wolnego Miasta
Fiume, [w:] Prawo i władza na przestrzeni wieków, [red: Grodziski S., Dziadzio
A., Kraków 2012, ss. 175-185.
Dešković E. G.,, Rijeka za radoznale :
fijumanologija, Rijeka 2008.
Sondel-Cedarmas,
J., Gabriele D'Annunzio. U źródeł ideologicznych włoskiego
faszyzmu, Kraków 2008.
T.J. Lis
piątek, 19 września 2014
Pionierka
O kobietach ciąg dalszy, jak obiecałem, tak też czynię. Pionierki mają o do
siebie, że są pierwsze. Dzięki temu, że zapoczątkują coś, ich działalność nie
mająca porównania z niczym wcześniej, bez względu na osiągane wyniki jest
traktowana jako coś wyjątkowego.
Taka sobie Skenderova Staka |
Uczucie wyjątkowości
potęguje fakt, jeśli pionierska działalność jaką się podejmuje ma pożyteczny
charakter, np. oświatowy. Taki właśnie cel miała działalność, wspomnianej w
poprzedniej mojej notce, Staki Skenderovej. Wyjątkowość tej urodzonej w 1830 r.
Serbki, wynikała właśnie z jej pionierskości. Nie dość, że była
najprawdopodobniej pierwszą nauczycielką w Bośni i Hercegowinie, to jeszcze na
dodatek założyła w jej stolicy Sarajewie w 1858 r. pierwszą żeńską szkołę
podstawową.
Działalność oświatowa
Staki była głośna nie tylko w Bośni i Hercegowinie, ale za sprawą Aleksanda
Hilferdinga i Pauliny Ibriss także w Rosji i Anglii. Opinia publiczna mogła
więc dowiedzieć się, że w jakiejś zagrzybiałej stodole gdzieś w Sarajewie jest
taka dziewoja, co to uczy dziewczynki czytać, pisać, a być może jeszcze do tego
liczyć. Dla miejscowych działalność Skenderovej była fanaberią, w końcu
analfabetyzm w BiH dotyczył 90% mieszkańców, więc na co komu w takim
społeczeństwie kobieta z takimi nieprawdopodobnymi umiejętnościami? Wyjście z
takiego założenia nie pomagało pionierce. Przez długi czas nie znajdowała
zrozumienia wśród władz, i dopiero okres rządów Omera Topala-Paszy przyniósł
nieznaczą poprawę dla realizowanych przezeń projektów.
Szkółka Skenderovej
stała się kuźnią dla bardzo wąskiej i nielicznej grupy kobiet, które posiadały
wykształcenie. Niektóre z jej absolwentek, kontynuowały dzieło mistrzyni,
zwłaszcza po ukończeniu szkoły średniej Miss Ibiss.
Staka była wiodąca
jeszcze w innej dziedzinie. Jako pierwsza napisała książkę, po części opartą na
własnych doświadczeniach, a po części na zasłyszanych historiach, dotyczącą
życia codziennego serbskich handlarzy w Bośni i
Hercegowinie w latach 1825-1856. Znana pod szalenie skomplikowaną nazwą
Ljetopis Bosne 1826-1858.
Życie pierwszej nie
było łatwe. Najpierw męczyła się z władzami osmańskimi, potem austriackimi,
następnie spłonął jej dom a w 1891 r. uległa poważnemu wypadkowi kiedy pędzący
koń wraz z wozem stratował ją na ulicy, powodując trwałe kalectwo i znacznie
przyczyniając się do jej śmierci.
Chociaż los nie był dla
niej zbyt hojny Staka była pionierką z krwi i kości. Jej dzieło, chociaż
wyrosłe jak wątły kwiatek na pustyni, dało owoce w postaci uczennic, które
kontynuowały dzieło mistrzyni, krzewiąc oświatę wśród bośniackohercegowińskich
niewiast.
Bibliografia
Papić M., Staka
Skenderova, „Prilozi za proučavanje istorije Sarajeva, nr 2, (1966), s.
119-136.
Hawkesworth C., Voices in the shadows, Women and verbal art in Serbia
and Bosnia, New York 2000.
Čokorilo P., Pamučina J. Skenderova S., Ljetopisi, Sarajevo 1976.
T.J. Lis
Subskrybuj:
Posty (Atom)