czwartek, 31 lipca 2014

Czapka Profesora Koszty Vujića



Dzisiaj będzie banalnie. Ilość hejtu ograniczona do minimum, podobnie jak określenia uchodzące powszechnie za wulgarne lub obraźliwe. Mówiąc krótko, nuda. Jak macie mało czasu lepiej nie czytajcie. 
Co sprawiło, że dzisiaj energia do historycznego hejtu mniejsza niż zwykle? Przede wszystkim bohater, którego sylwetkę chciałbym przybliżyć. O Košcie Vujiću zapewne nikt z czytających nawet nie słyszał. Bo i w sumie nie było o kim. Gdyby poczytać jego biografię, to nagle okażę się, że facet był znany z tylko z tego, że znał kogoś znanego. Wbrew jednak pozorom, nie był to protoplasta naszych celebrytów.
Mimo to jednak nakręcili o nim 2 filmy i jeden serial. Co więc takiego zrobił, że wywołał takie zainteresowanie? Vujić był nauczycielem w 1 Belgradzkim Gimnazjum. Poza tym lubił dużo jeść, (stołował się w 4 restauracjach dziennie) i zawsze nosił kapelusz. Dalej pewnie zastanawiacie się I CO Z TEGO? Przede wszystkim to, że Vujić stał się nauczycielem niezwykłego rocznika maturzystów, urodzonych pod koniec lat 60-siątych XIX wieku, którzy to zrobili oszałamiające kariery. Wśród tych uczniów miał on m.in. naukowców, artystów, poetów czy polityków. Poza tym był na tyle fajnym gościem, że jeden z jego uczniów Mihailo Petrović Alas napisał o nim książkę. Owa praca stała się podstawą do stworzenia „mitu o Profesorze Vujiću”, która to spodobała się na tyle, że postanowiono ją zekranizować.
Mimo powszechnego entuzjazmu wobec gimnazjalnego nauczyciela zmarłego w 1909 r. całkiem niedawno, bo rok temu, okazało się, że nie wiadomo dokładnie gdzie został on pochowany. 2 filmy, 1 serial i nie wiadomo gdzie leży, trochę wiocha, nie?

Bibliografia

T. J. Lis


sobota, 26 lipca 2014

O przekleństwch za Bałkanem słów kilka



Przekleństwo to coś, co towarzyszy człowiekowi zapewne od czasu jak wyrósł mu podbródek, który umożliwił sprawne komunikowanie się z innym przedstawicielem swojego gatunku.
Jedno z pierwszych szerzej znanych przekleństw, jakie zachowała dla nas Klio: „Pedicabo ego vos et irrumabo” (w wolnym tłumaczeniu „wsadzę ci do z dupy do ust”), było na tyle obsceniczne, że długie lata pozostawało nieprzetłumaczone. O ile jednak to łacińskie zdanie jest znane mniej lub bardziej wśród historyków, o tyle zapewne niewiele osób orientuje się w historii południowosłowiańskich przekleństw.
Jugol w trakcie "psovanja"

W tym morzu słów (w końcu za Bałkanem, czego jak czego ale języków i dialektów nie brakuje), mamy dzisiaj całą gamę różnego rodzaju przekleństw. Powszechnie uważa się, że pierwszym chorwackim przekleństwem zapisanym jeszcze w głagolicy było "ebi ga vrag", co można przetłumaczyć jako „diabeł cię jebał”. Czy więc to Chorwatów można obdzielić palmą pierwszeństwa w używaniu przekleństw na południowej słowiańszczyźnie? Nic bardziej mylnego, przyglądnijmy się więc, jak wygląda dyskusja na temat pionierstwa w używaniu brzydkich słów.

Chorwacja

Geneza chorwackich przekleństw budzi wiele kontrowersji. Jedna teoria mówi, że całą gamę różnego rodzaju obraźliwych terminów zawdzięcza się marynarzom licznie występującym w portach Dalmacji. Druga teoria odpowiedzialność za wulgaryzację języka zrzuca, a jakże inaczej, na sąsiednią Serbię, której przypisuje się tą demoralizującą rolę (ci z kolei mieli przyjąć przekleństwa od muzułmanów). Jest jeszcze trzecia teoria, mówiąca o tym, że to Europa zachodnia, zaraziła bogobojną Chorwację terminologią powszechnie uznawana za niekulturalną, ale że najmniej spektakularna to każdy ma ją w d** (ops!).
Czyżby więc Chorwaci nie mogli poszczycić się własnym, rdzennie chorwackim jak krawaty i Severina, soczystym „kur** mać!”? Wszystko na to wskazuje, a jeśli nawet nie wszystko, to na pewno badania Prof. Vladimira Markotića, który badając pierwotną wspólnotę Chorwatów na jakimś zadupiu we Włoszech w latach 60siątych XX wieku (gdzie w izolacji mieli zachować czystość języka), stwierdził, że w ich słowniku nie ma ani jednego przekleństwa!Aż trudno sobie wyobrazić jak sobie tam radzono w sytuacji uderzenia się w nogę ciężkim przedmiotem.

Czarnogóra

Nie tylko Chorwaci pokazują palcem na Serbie, chcąc wskazać winnego wulgaryzacji ich języka. Także Czarnogórcy zwracają uwagę, że w ich kraju praktycznie do końca I wojny światowej nie można było usłyszeć brzydkich słów. „W Czarnej Górze nie ma żadnych przekleństw. Nikt nie wypowiada swoimi ustami żadnych obrzydliwych lub wstydliwych słów”. Pisał wstrząśnięty tą sytuacją serbski poeta Ljubomir Nenadović w 1875 r. Także inne źródła sprzed 1918 r. potwierdzają te szokujące informację na temat nędzy językowej w wyrażaniu emocji przez mieszkańców tego górzystego kraju.

Serbia

Tym samym wszystkie dowody zdają się przemawiać za tym, że to właśnie Serbia była pierwszym demoralizatorem Bałkanów, który to wsadził w usta wstydliwych młodzieńców i cnotliwych niewiast słynne dzisiaj „pička materina”, „jebem ti mater”, czy „nabijem te na kurac”. Jednak w obronie dobrego imienia Serbów, stanął nie kto inny jak sam słynny językoznawca z pierwszej połowy XIX wieku, Vuk Karađić, który to twierdzi, że owszem, Serbowie przeklinają, ale nawyk ten przejęli od Węgrów, którzy to zaszczepili wśród jego rodaków umiłowanie do tego typu zwrotów.
Niestety ze względu na nieznajomość węgierskiego nie jestem w stanie dowiedzieć się, komu zaś Węgrzy zawdzięczają wulgaryzację ich języka. Dlatego niestety nie pozostaje mi nic innego jak zakończyć moje śledztwo na tym wątku. W każdym razie, jak widzimy klną wszyscy, ale nikt nie chce się przyznać kto zaczął, więc każdy na każdego zwala odpowiedzialność. Motyla noga!

Bibliografia

Jugo-psovke  i naše stare kletve http://hr.metapedia.org/wiki/Jugo psovke_i_na%C5%A1e_stare_kletve [dostęp 27.07.2014]
Fuček I., Vjerovati – Živjeti, Split 2010.
Nenadović L., Odabrana dela, O Crnogorcima, Novi Sad, 1971.

T.J.L

                                                                                                                 

piątek, 18 lipca 2014

Mikołaj I Petrović-Njegoš - teść Europy

Mundial stał się już historią, wygrały Fryce (i bardzo dobrze), dlatego i my wracamy do historii.



Jeśli zarządzasz małym, zacofanym królestwem, którego gospodarka opiera się na kilku owcach i na dodatek chcesz by inni z tobą się liczyli, to jedyną możliwością odniesienia sukcesu jest spłodzenie kilku księżniczek, które przy odrobinie szczęścia (przede wszystkim w doborze genów) zapewnią ci wejściówki na salony. Z takiego założenia wyszedł władca Czarnogóry Mikołaj I Petrović-Njegoš. 
Mikołaj ze swoim największym skarbem - dziećmi

Facet miał kompleks swojego (haha)”królestwa” (10 owiec, 3 pasterzy i pies). Co prawda gdy obejmował tron, państwo które znał głównie z opowiadań krewnych (większość dzieciństwa i młodości spędził we Francji), było ledwie księstwem. Musiał się nieźle zdziwić, gdy z paryskich salonów przyszło mu się przenieść do kraju, w którym jedyną rozrywką było wypasanie owiec i obcinanie głów każdemu kogo uznano za wroga.
By osłodzić sobie gorzki pobyt w tym górskim pierdziszewie, jeszcze w tym samym roku podjął za żonę Milene Vukotić. Czasy panowania Mikołaja przypadły na okres pokoju, który był nienaturalnym stanem, jeśli idzie o Czarnogórę. Dzięki temu, z braku innych alternatyw rozrywki, dzietność w małym księstwie podskoczyła bardzo mocno, czego symbolem stał się sam książę. Mikołaj co prawda nie mógł znać Tomasza Terlikowskiego, dlatego można powiedzieć, że wyprzedził swoją epokę jeśli idzie o ruch „pro-life”. Wraz z Mileną doczekał się trzech synów i dziewięciu córek. To co dla innego byłoby powodem do smutku, a nawet rozpaczy (cholera znowu córka – te baby puszczą mnie z torbami!), dla Mikołaja stało się powodem do radości. Jako że był to książę kreatywny. Klęskę swoich plemników, przekuł w sukces.
Francja miała wieżę Eiffla, Niemcy świetne uniwersytety, Austro-Węgry nie miały nic ciekawego ale były mocarstwem, natomiast Czarnogóra miała Mikołaja, a on miał córki. Jego latorośle były najgorętszym towarem w tej części Europy. Dzięki urodzie i co by nie mówić dobremu wychowaniu, stały się one największym skarbem swojego ojca. Mikołaj wiedział, że ani bronią, ani innowacjami nie jest w stanie nic osiągnąć. Czarnogóra to ślepa kiszka kontynentu, więc by zwrócić na siebie uwagę trzeba było zagrać kartami w postaci córek.
Nosa co do zięciów miał jak nikt inny. Mikołaj z książątka anonimowego państewka, stał się „teściem Europy”. Głowy państw Serbii, Bułgarii i przede wszystkim Włoch „tatowały” władcy Czarnogóry. Kolejne dwie córy to księżniczki Rosyjskie ożenione za Romanowów. Czego chcieć więcej?
Oprócz salonów, które otwarły się dla księcia, udał mu się w 1910 r. zdobyć królewską koronę, w czym wydatnie duży udział miały urodziwe córki. Ta zdawałoby się szczęśliwa opowieść o przedsiębiorczym ojcu i urodziwych córkach, ma jednak gorzkie zakończenie. Koroną cieszył się tylko kilka lat. W 1918 r. po zakończeniu I wojny światowej jego królestwo tak ciężko wywalczone urodą córek, weszło w skład Królestwa Słoweńców, Chorwatów i Serbów, a sam król, dokończył żywota kilka lat później na emigracji.
Tym samym jeśli ktoś rzuca hasło, że „dzieci są największym skarbem” niekoniecznie musi to być rozentuzjazmowana świeżo upieczona matka, podpisująca 16899 sweetfocie swojego oślinionego bobasa na facebooku, może to być praktycznie myślący tata, który na plecach swojej pociechy chce zbudować własny kapitał.

Bibliografia
Wasilewski T., Felczak W., Historia Jugosławii, Wrocław 1985.
Jelavich B., Historia Bałkanów wiek XX, Kraków 2005.
Houston M., Nikola and Milena, London 2003.

T.J. Lis

środa, 16 lipca 2014

Teoria spiskowa z 1940 roku.


Praktycznie każdy zna lub słyszał legende o Golemie - glinaniej istocie pozbawionej woli i ożywionej kabalistyczną mocą. Najbardziej znana legenda na temat golema mówi o stworzeniu go przez rabina Jehudę Löw ben Bezalela z Pragi (urodzonego w Poznaniu), znanego również jako Maharal. Po tym jak nasiliły się ataki na praskich żydów rabin  ulepił z gliny wielką postać człowieka, którą następnie ożywił za pomocą tajemnych rytuałów i modłów, na koniec wypisując na czole lub wkładając do ust Golema pergamin ze słowem אמת (Emet czyli prawda). By powstrzymać golema należało zmazać pierwszą literę alef by wyszło słówko מת (czyli śmierć). Do legendy tej nawiązują liczni artyści, pisarze tacy jak Gustav Meyrink (1868-1932) czy filmowcy jak Paul Wegener  (1874-1938).



Ile krwi to bydle napsuło mi jak grałem we Wedźmina.

Niemniej najciekawsza historia Golema pojawia się w książce francuskiego indologia i astrologa Constanta Kerneïza (1880-1960) napisaną pod pseudonimem Felix Guyot. Jego zdaniem Adolf Hitler jest narzędziem, posłusznym wykonawcą woli (golemem) swego twórcy -  niemieckiego generała Ericha Ludendorffa… Cóż dziś ludzie wierzą w spiski NWO, Reptilian czy istot z czwartego wymiaru. Widocznie zawsze tacy byli.

Bibliografia:
1)      F. Guyot, La chute d’Hitler, Tallandier, 1940, ss. 61.
2)   J. Evola, Il conciliatore” nr 10, 1971; Tłumaczenie na język PL w  J. Evola, Hitler i Tajne Stowarzyszenia [w:] Odala nr V (wersja online). 
M.M.